Miliardy od przyjaciół
– Przez rok urzędowania Mursi zajmował się wprowadzaniem islamu we wszystkie dziedziny życia, co zniechęciło nawet wielu z tych, którzy uważali, że wcześniej islam był zbyt mało widoczny. Zupełnie nie sprawdził się jako gospodarz, prowadził kraj ku katastrofie ekonomicznej – opowiadał mi Mohamed, inżynier, uczestnik seminarium politycznego w dzielnicy Mokattam, gdzie znajduje się główna siedziba Bractwa, splądrowana i podpalona przez rozwścieczony tłum w czasie protestów pod koniec czerwca.
Na dodatek szybko się okazało, że nowe władze mają wielu bardzo bogatych przyjaciół. W ciągu kilku dni dostały w prezencie 12 mld dolarów – od Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To znacznie więcej, niż miała wynieść pożyczka (4,8 mld dol.), o którą Mursi starał się, bez skutku, w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Saudyjczycy pokazali, że bardziej sobie cenią stabilizację w regionie, nawet jeżeli wiąże się nie tylko z rządami armii, ale i liberałów, niż władzę islamistów, którzy religijnie są im bliżsi. Przy okazji pokonali konkurentów znad Zatoki Perskiej, Katarczyków, którzy postawili na Bractwo Muzułmańskie, a teraz stracili wpływy.
– Egipskim islamistom pozostało organizować masowe demonstracje, by uprzykrzyć wszystkim życie. I drobne akcje terrorystyczne, które mogą się przerodzić w poważny terroryzm – skomentował dla „Rz" prof. Said Sadek, politolog Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze.
Mała republika Mursiego
– Protestujemy tylko pokojowo. I na dodatek nie są to demonstracje Bractwa Muzułmańskiego, lecz pochodzących z różnych środowisk ludzi, oburzonych zamachem stanu – powiedziała „Rz" Dina Zakaria, działaczka Partii Wolności i Sprawiedliwości, politycznego skrzydła Bractwa. – Nie zabraknie nam determinacji – dodała.
Tysiące najbardziej zdeterminowanych zwolenników Mursiego porzuciło inne zajęcia. Od wielu dni żyją protestem w swoistej republice Mursiego – strefie o promieniu góra jednego kilometra wokół meczetu Rabaa al-Adawija na północno-wschodnich przedmieściach Kairu.
Śpią w namiotach albo pod rozwieszoną między murem a drzewami plandeką. Modlą się, czytają Koran, nigdzie się nie śpieszą. Zwłaszcza teraz w świętym miesiącu, ramadanie, gdy od świtu do zmierzchu obowiązuje całkowity post, ludzie są wyciszeni, skupieni i jednocześnie zmęczeni i spragnieni.