Od środy rano wokół budynku lokalnego parlamentu w Symferopolu gromadziły się tysiące zwolenników odłączenia Krymu od Ukrainy albo przynajmniej przyznania regionowi szerokiej autonomii, którą stracił w 1992 r.
– Sytuacja na Krymie jest bardzo napięta. Do Symferopola ciągle przybywają zwolennicy integracji z Rosją, prawdopodobnie są uzbrojeni – mówił „Rz" Leonid Pielunski, deputowany parlamentu krymskiego z opozycyjnego Ruchu Narodowego, który opowiada się za utrzymaniem Krymu w ramach Ukrainy.
Swój przyjazd do Symferopola zapowiedział także Ramzan Kadyrow, prezydent Czeczenii z nominacji Kremla.
Już dzień wcześniej przewodniczący krymskiego parlamentu Wołodimir Konstantynow obiecał, że deputowani uchwalą rezolucję o zorganizowaniu referendum w sprawie autonomii Krymu lub przyłączenia go do Rosji. W środę późnym wieczorem do głosowania w tej sprawie jeszcze nie doszło. Jednak prorosyjskie ugrupowania mają w zgromadzeniu przytłaczającą większość: Batkiwszczyna Julii Tymoszenko to zaledwie 2,7 proc. deputowanych, a nacjonalistyczna Swoboda – 0,19 proc.
– Lokalne władze nie mają wyboru. Z powodu afer korupcyjnych oraz nawoływania do secesji ci politycy trafią do więzienia, jeśli kontrolę nad Krymem odzyska Kijów – tłumaczył Pielunski.