Korespondencja ?z Brukseli
W Brukseli zebrali się dzisiaj ambasadorowie państw członkowskich NATO, czyli Rada Północnoatlantycka. Na wniosek Polski, która przywołała artykuł 4 traktatu waszyngtońskiego. Mówi on o tym, że każdy z sojuszników może poprosić o konsultacje w sytuacji, gdy „zagrożona jest integralność terytorialna, polityczna niezależność lub bezpieczeństwo któregokolwiek z nich".
Nie oznacza to jednak, że sama Polska poczuła się zagrożona. Wręcz przeciwnie: minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak zapewniał dziś rano w mediach, że Polska nie czuje się zagrożona interwencją Rosji. Również w Kwaterze Głównej NATO usłyszeliśmy, że fakt zwołania spotkania nie jest równoznaczny z deklaracją o zagrożeniu Polski.
– Proszę przeczytać dokładnie artykuł 4. Mówi on o tym, że spotkanie może zwołać kraj, który uważa, że zagrożony jest którykolwiek z sojuszników – tłumaczy nieoficjalnie dyplomata NATO. Polska może więc uważać, że zagrożona jest np. Litwa. – Albo Islandia – mówi dyplomata.
Ambasadorowie biorący udział w spotkaniu nie byli pewni, czemu ono służy. Sytuacja na Krymie od niedzieli, kiedy odbyło się poprzednie nadzwyczajne spotkanie Rady Północnoatlantyckiej, uległa nawet pewnej deeskalacji. Jedyną nowością dzisiejszego spotkania było to, że zwołano je na wniosek Polski i na podstawie art. 4.