Atomowy, wspaniały świat

Japonia nie może pozbierać się po nuklearnej katastrofie już 3 rok, ale wciąż nie chce rezygnować z energii atomowej. 25 lutego przyjęto nowy plan energetyczny.

Publikacja: 10.03.2014 18:00

Atomowy, wspaniały świat

Foto: AFP

Na początku roku było blisko, żeby z atomem zerwać. Podczas kampanii wyborczej na mera Tokio, pojawił się całkowicie niespodziewany kandydat. Morihiro Hosokawa wrócił z politycznej emerytury i jako były premier Japonii chciał pokierować stolicą kraju ku bezatomowej przyszłości. Niestety nie udało mu się przyciągnąć wyborców, nie pomogło mu nawet wsparcie udzielone przez innego, bardzo popularnego byłego premiera, Jun'ichiro Koizumiego, od niedawna zagorzałego przeciwnika energii atomowej. Rezygnacja z atomu nie brzmiała dla ludzi wystarczająco przekonująco. Tokijczycy woleli trzymać się sprawdzonych polityków popieranych przez rządzącą partię LDP. Wybrali Yoichiego Masuzoe, który więcej niż o atomie mówił o przygotowaniach do letniej olimpiady, którą Tokio organizuje w 2020 roku.

Nowy plan energetyczny uwzględnia atom

Za 6 lat jednak rzeczywistość nie musi być wcale inna od obecnej. Elektrownia w Fukushimie wciąż może być groźna i nieposprzątana – tak, jak ma to miejsce obecnie, 3 lata po tragedii z 2011 roku. I choć premier Naoto Kan, podczas kadencji którego przytrafiło się to potrójne, sejsmiczno-atomowe, połączone z niszczycielskim tsunami nieszczęście, obiecał odejście od energii atomowej, obecny szef rządu zmienia zdanie. Zaczął za granicą. Shinzo Abe zeszły rok jeździł po świecie i namawiał inne państwa do inwestowania w atom w wydaniu japońskim. Widząc nieudane próby antynuklearnej opozycji na początku roku, doszedł do wniosku, że to idealny moment, by otwarcie oznajmić swoją strategię dla kraju. 25 lutego 2014 roku przyjęto nowy plan energetyczny, który zakłada powolny powrót do stanu rzeczy sprzed marca 2011. Elektrownie atomowe mają być stopniowo restartowane.

Atom to teoretycznie najbardziej efektywne źródło energii. Niestety, nawet minimalne błędy popełniane podczas obsługi takich elektrowni mogą mieć katastrofalne skutki. 80 000 Japończyków wciąż nie może wrócić na skażone tereny wokół Fukushimy. Dla wielu z nich oznacza to ogromne tragedie, bez szans na powrót do normalności i, co gorsza, na pomoc od państwa. Ponowne uruchamianie elektrowni atomowych, o których mówi rządowy plan, ma być opatrzone odpowiednimi środkami bezpieczeństwa. Powołano specjalną agencję, która sprawdzi, czy wszelkie normy bezpieczeństwa zostały spełnione. Agencja ma być teoretycznie niezależna od rządu, ale awaria w Fukushimie pokazała, jak wielka może być skala systemu amakudari, japońskich synekur i szemranych interesów.

W Polsce brakuje pracowników do nadzorowania elektrowni atomowej

Wypadek za wypadkiem

W tym samym dniu, gdy podpisano nowy plan energetyczny, doszło do kolejnego incydentu na terenie Fukushimy. Znowu zawinił czynnik ludzki (zdarzały się wypadki przegryzania kabli zasilających przez biegające po elektrowni szczury) i trzeba było opóźniać proces usuwania prętów paliwowych. Wszystko w ogromnym napięciu, błędach, braku dbałości o procedury i niestety bez widoków na poprawę. Mimo takiego negatywnego klimatu i niekończących się wiadomościach o kolejnych wyciekach radioaktywnej wody japoński rząd woli atom niż bezpieczne dla społeczeństwa elektrownie odnawialne. Po 2011 roku pojawiały się koncepcje turbin wiatrowych ustawianych na morzu, w pewnej odległości od wybrzeży, by skuteczniej łapać wiatr. Liczono się nawet z koniecznością zwiększenia importu stali, by wyprodukować wielkie wirniki do tych konstrukcji, ale koncepcja nie znalazła kontynuacji.

Liczby są przeciwko

Rząd widzi liczby, z których nie wynika dla gospodarki nic dobrego. Każdy kolejny miesiąc bez atomu oznacza pogłębienie i tak już rekordowo wysokiego deficytu handlu zagranicznego. Japonia musi importować gaz, by wyrównywać brak 1/3 zasobów energetycznych. 50 elektrowni atomowych umieszczonych w różnych miejscach kraju pokrywało 30 proc. zapotrzebowania. Były premier Naoto Kan mówi wprost, że obecny rząd nie wyciągnął wniosków z Fukushimy i krytykuje powrót do atomu. Według niego skutki kolejnej katastrofy mogą zaszkodzić gospodarce kraju o wiele bardziej niż pogłębiający się obecnie deficyt.

W tej niebezpiecznej układance pojawia się także element, który kilka razy pokazał, jak bardzo może być dla Japonii niebezpieczny. Na początku lat 90. XX wieku zbudowano eksperymentalną elektrownię jądrową Monju w pobliżu miasta Tsuruga. To okolice Kioto, zaledwie 75 km od historycznego centrum Japonii. Reaktor w Monju był tylko jeden, ale za to zupełnie inny od tych w Fukushimie. To tak zwany reaktor prędki albo inaczej powielający. Na papierze jest bardzo wydajny energetycznie, ponieważ  jest w stanie wyprodukować więcej plutonu niż potrzebuje do pracy. Jednak w rzeczywistości jest ogromnie niestabilny, ponieważ do jego chłodzenia wykorzystuje się ciekły sód. Choć Monju to japońska nazwa buddyjskiego bodhisatwy odpowiedzialnego za mądrość, naukowcy popełniali podczas pracy reaktora błąd za błędem. Monju podziałał kilka miesięcy i trzeba go było wyłączyć na 15 lat. Ciekły sód uszkodził rurociąg, na podłogę jednego z pomieszczeń elektrowni wypłynęło nawet do 3 ton chłodziwa i choć na szczęście nikomu nic się nie stało, to plan rozwoju reaktorów powielających trzeba było zastopować. Reaktor przynosi ciągłe straty, samo utrzymanie elektrowni kosztuje 200 mln dolarów rocznie.

Monju może znowu straszyć

Wraz z nowym planem energetycznym prace nad restartem Monju powrócą. Podobnie jak marzenia o udoskonaleniu technologii reaktorów, które byłyby w stanie utylizować zużyte paliwo jądrowe ze starszych placówek. Japoński rząd liczy na powrót do energii plutermalnej, czyli bazującej na radioaktywnym plutonie. Obecnie w Japonii nie ma co zrobić z 44 tonami tej niebezpiecznej substancji, ponieważ nie dość, że brak odpowiednich ośrodków utylizacji, to jeszcze nie ma specjalistów z tej dziedziny. Jedynym ośrodkiem, który zajmuje się tym procesem w kraju jest placówka w Rokkasho, w prefekturze Aomori. Znajduje się tam ponad 300o ton zużytego paliwa zwiezionego z całej Japonii. Prefektura wyraziła zgodę jedynie na tymczasowe składowanie substancji, mając nadzieję, że w ciągu kilku lat pełną parą ruszy program utylizacji paliwa przy pomocy reaktorów powielających. Niestety, umowę podpisano w 1998 roku, na długo przed wydarzeniami z marca 2011.

Na początku roku było blisko, żeby z atomem zerwać. Podczas kampanii wyborczej na mera Tokio, pojawił się całkowicie niespodziewany kandydat. Morihiro Hosokawa wrócił z politycznej emerytury i jako były premier Japonii chciał pokierować stolicą kraju ku bezatomowej przyszłości. Niestety nie udało mu się przyciągnąć wyborców, nie pomogło mu nawet wsparcie udzielone przez innego, bardzo popularnego byłego premiera, Jun'ichiro Koizumiego, od niedawna zagorzałego przeciwnika energii atomowej. Rezygnacja z atomu nie brzmiała dla ludzi wystarczająco przekonująco. Tokijczycy woleli trzymać się sprawdzonych polityków popieranych przez rządzącą partię LDP. Wybrali Yoichiego Masuzoe, który więcej niż o atomie mówił o przygotowaniach do letniej olimpiady, którą Tokio organizuje w 2020 roku.

Pozostało 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020