Na początek pewien ważny cytat: "Trzeba przyznać - a jest to bardzo bolesny fakt - że była to katastrofa "made in Japan". Jej przyczyny są głęboko zakorzenione w podstawowych zasadach japońskiej kultury: bezwarunkowym posłuszeństwie, niechęci do kwestionowania autorytetu, pełnym poświęceniu sprawie, podążaniu za innymi oraz naszemu wyobcowaniu". Te słowa padły w lipcu 2012 roku, stanowią fragment wstępu do końcowego raportu ze zbadania przebiegu wypadków po tragedii z 11 marca 2011 roku. Wypowiedział je Kiyoshi Kurokawa, przewodniczący komisji ds. zbadania tragedii w japońskim parlamencie.
Zawinił człowiek, ale winnych brak
Obecnie od potrójnej tragedii, jak w Japonii nazywa się trzęsienie ziemi, tsunami i atomowe kłopoty z 2011 roku, minęło kolejne półtora roku. Drugie tyle, co po cytowanym raporcie. Tym razem japońscy prokuratorzy zaszokowali opinię publiczną zamykając postępowanie w sprawie Fukushimy bez wskazania winnych zaniedbań.
Według postępowania sądowego nikt w wyniku szeregu awarii w elektrowni atomowej nie zginął. Nie ma informacji, by trzy zniszczone reaktory napromieniowały kogokolwiek, zatem dla japońskiego wymiaru sprawiedliwości nie ma tematu do dalszego postępowania. Mimo iż statystyki mówią coś kompletnie innego. 1656 mieszkańców Fukushimy zmarło w wyniku stresu spowodowanego przez katastrofę. To nawet więcej niż liczba ofiar w wyniku obrażeń zadanych przez trzęsienie ziemi i tsunami – 1607 osób. W sąsiednich prefekturach ludzie także popełniali samobójstwa i umierali z powodu przytłaczającego strachu przed skażeniem – odpowiednio 434 w Iwate i 879 w Miyagi. Notuje się także coraz więcej dzieci zagrożonych rakiem tarczycy, choć naukowcy wskazują, że to jedynie wzrost o 1,06 proc. w najbliższym sąsiedztwie elektrowni w Fukushimie. Podczas samej katastrofy zginęło około 18,5 tys. Japończyków.
Strach gorszy niż samo skażenie
Atomowego skażenia nie widać, dlatego też i strach przed nim jest o wiele bardziej przejmujący. 136 tys. osób wciąż nie może wrócić do swoich domów i zawodów. Uprawy ryżu z okolic Fukushimy nie znajdą zainteresowania wśród nabywców, podobnie warzywa, mięso i ryby. Szczególnie te ostatnie, ponieważ co chwila słyszymy o kolejnych przeciekających zbiornikach i setkach ton skażonej wody przedostających się do morza. Strach przed skażeniem i brak perspektyw osiadają na ludziach nie gorzej niż sam radioaktywny opad. Centrum Zdrowia Psychicznego dla Ofiar Katastrofy w Fukushimie (Fukushima Center for Disaster Mental Health) notuje 50 proc. wzrost przypadków poddenerwowania, depresji i wahań nastroju wobec 2012 roku. Według danych to już 1/5 wszystkich konsultacji medycznych w regionie. A może być jeszcze gorzej – trzęsienie ziemi w Kobe w 1995 roku nie pociągało ze sobą nuklearnego wypadku, ale odpowiadało za wzrost alkoholizmu i rozmaitych problemów psychicznych w społeczności, którą niespodziewanie nawiedził kataklizm.
Przeważająca większość, bo aż 90 proc. osób, które umierają z powodów traumy po 2011 roku to ludzie po 66. roku życia. Rząd wciąż nie ma konkretnego planu wypłacania zapomóg finansowych dla ofiar trzęsienia ziemi i w tym przypadku czas działa na jego korzyść. Im większa opieszałość, tym mniej ucierpi na tym budżet. Do post-fukushimowej zawieruchy wystarczy już tylko dodać brak wskazania winnych i zamknięcie postępowania w sprawie wypadków w elektrowni oraz przyjęcie nowej strategii energetycznej przez Japonię. Według nowych wytycznych rząd będzie wracał do uaktywnienia wyłączonych po marcu 2011 roku elektrowni, w tym także wznawiał program uśpionych od dłuższego czasu reaktorów powielających, które mają być lekarstwem na utylizację odpadów radioaktywnych. Problem w tym, że ta technologia jest bardzo trudna w obsłudze i wysoce awaryjna ze względu na niebezpieczne chłodziwo. Na terenie aktywnym sejsmicznie, jakim jest Japonia, jest to proszenie się o kłopoty na własne życzenie.