Krążąca około 400 km nad Ziemią Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) jest tymczasowym domem dla rosyjskich, amerykańskich, europejskich i japońskich kosmonautów. Już wkrótce ich grono powiększy się o kolejnego Amerykanina i dwóch Rosjan.
Ekipa naukowców pracująca nad programem badań kosmicznych uspokaja, że los stacji nie jest zagrożony. "Jesteśmy przekonani, że obydwie agencje kosmiczne będą nadal ściśle współpracować. Przetrzymały bowiem już wiele rozmaitych wzlotów i upadków w stosunkach USA-Rosja" - napisali w komunikacie cytowanym przez Discovery News przedstawiciele Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej NASA.
Optymizm urzędników studzi jednak członek Rady Doradczej NASA John Logsdon. Jego zdaniem rzeczywiście ryzyko zerwania współpracy agencji kosmicznych z powodu sytuacji na Krymie jest niewielkie. Ale z drugiej strony, w kosmosie USA zależą od Rosji - to rosyjski statek kosmiczny Sojuz transportuje na stację astronautów, sprzęt i wyposażenie. Amerykanie płacą Rosji za miejsce w Sojuzie 70 milionów 700 tysięcy dolarów. Gdyby Rosjanie odmówili świadczenia tej usługi, zapewnienie sprawnego funkcjonowania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej byłoby bardzo trudne.
- Rosja ma oczywiście prawo odmówić świadczenia tych usług - powiedział Logsdon, szacując prawdopodobieństwo takiego zdarzenia na 20-25 procent. - Byłaby to katastrofa. Istnieje między nami wzajemna silna zależność i stanowi ona dobrą motywację do nieangażowania się w polityczne spory.