Sekretarz stanu USA udał się we wtorek do Irbilu, stolicy autonomicznego regionu kurdyjskiego w północnym Iraku. Spotkał się tam z przedstawicielami de facto niezależnych władz kurdyjskich – z prezydentem lokalnego rządu Masudem Barzanim i Falahem Mustafą, szefem kurdyjskiego biura kontaktów zagranicznych.
Przekonywał ich do tego, by Kurdowie nie wykorzystywali krytycznej sytuacji, w jakiej znalazł się Irak, do poszerzania swojej autonomii czy wręcz do deklaracji niepodległości, o czym zaczęli już mówić co radykalniejsi politycy kurdyjscy. Na razie widać, że Kurdowie już wykorzystali zamieszanie do poszerzenia swojego obszaru wpływów. Po ucieczce armii irackiej zajęli zamieszkany w dużej części przez ludność kurdyjską region Kirkuku, obok którego znajdują się ważne pola naftowe.
Kurdyjskie radio Rudaw podało, że spotkanie Kerry'ego z przywódcami kurdyjskimi przebiegło w przyjaznej atmosferze. Nie wiadomo jednak, czy Amerykanin otrzymał zapewnienie o bezwarunkowym poparciu Kurdów dla walki o jedność Iraku. Z pewnością nie są oni entuzjastami współpracy z rządem Nuriego al-Malikiego, z którym od kilku lat toczyli ostre spory, np. o podział dochodów z ropy wydobywanej w irackim Kurdystanie (surowiec był eksportowany przez Turcję z pominięciem kontroli rządu centralnego).
Front peszmergów
Z drugiej strony Kurdowie – choć są wyznawcami sunnickiego islamu – nie chcą mieć nic wspólnego z sunnickimi islamistami z ISIS. Wojsko kurdyjskie (peszmergowie) w wielu miejscach stawiło zdecydowany opór bojówkom dżihadystów, nie dopuszczając ich do kontrolowanego przez siebie obszaru.
Na razie peszmergowie i iraccy żołnierze w wielu miejscach – np. w prowincji Dijala i na wschód od Bagdadu – walczą ramię w ramię, stawiając opór dżihadystom z ISIS. Nie oznacza to jednak, że sojusz obu sił jest zagwarantowany i stabilny. Kurdowie pamiętają, że rząd w Bagdadzie – niezależnie od tego, kto sprawował akurat władzę – wielokrotnie posyłał przeciwko nim wojsko. Władze centralne z największym trudem tolerowały kurdyjską autonomię, którą zawsze traktowały jako rozłamowe państwo w państwie.