Warto dodać, że Obama wyraźnie zaznaczył, iż chodzi o "umiarkowane" siły opozycyjne. Pieniądze mają pomóc ustabilizować obszary będące już pod kontrolą opozycji i przeciwdziałać zagrożeniom terrorystycznym. Rebelianci, którzy otrzymają fundusze, zostaną wcześniej dokładnie sprawdzeni, czy nie mają związków z ugrupowaniami islamskimi.
Już pod koniec marca Barack Obama potwierdził, że jest w trakcie rozmów z sojusznikami na Bliskim Wschodzie dotyczących zatwierdzenia wojskowo-politycznego projektu wsparcia syryjskich rebeliantów.
Projekt ten przewidywał, że CIA będzie szkolić blisko 600 syryjskich powstańców miesięcznie w Arabii Saudyjskiej, Jordanii i Katarze. Dodatkowo Katar zaproponował, że pokryje koszty pierwszego roku takich szkoleń. Zapewne oświadczenie prezydenta Baracka Obamy miało związek z jego wizytą w Rijadzie. Arabia Saudyjska, która wspiera syryjskich powstańców, krytykowała wielokrotnie stanowisko Waszyngtonu wobec syryjskiego konfliktu. Saudowie optowali za wojskową interwencją. Z kolei Biały Dom zarzucał Saudom wspieranie grup islamskich ekstremistów.
I właśnie m.in dlatego, plan Obamy zakłada sprawdzanie opozycjonistów podczas szkoleń, aby wykluczyć tych, którzy mają powiązania z dżihadystami.
Zapewne w odpowiedzi na apel Ahmada al-Dżarby, szefa Syryjskiej Koalicji Narodowej na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych, projekt pomocy opozycji syryjskiej przewidywał również dostarczenie powstańcom wyrzutni pocisków przeciwlotniczych MANPADS, by ułatwić im obronę przed atakami reżimowego lotnictwa.