„Możliwe, że Rosja dożywa swych ostatnich dni w roli globalnego lidera kosmicznego wyścigu" – napisał miesiąc temu rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew.
Przemysł kosmiczny w kraju, który 60 lat temu zapoczątkował podbój kosmosu – pierwszy wysłał satelitę, później ze zwierzętami, a wreszcie poleciał człowiek (Jurij Gagarin) – chyli się ku upadkowi. Jakby potwierdzając przepowiednię, rosyjskie władze właśnie odwołały program komercyjnych lotów w kosmos, a w izraelskiej klinice zmarł generał Władimir Popowkin, który za pomocą wojskowego drylu bezskutecznie próbował reformować przemysł kosmiczny.
Dłużej, gorzej, drożej
Inoziemcewa sprowokowała kolejna rosyjska katastrofa: rakieta Proton rozleciała się przy starcie z kosmodromu Bajkonur z powodu niechlujnie zrobionego łożyska w jednej z pomp (Na zdjęciu inna rakieta Proton startująca z Bajkonuru). W ciągu 530 sekund Rosja straciła niesiony na orbitę najdroższy i najnowocześniejszy sputnik łączności Ekspres-AM4R wyprodukowany przez europejską firmę EADS Astrium.
Inoziemcewa zdumiała jednak nie sama katastrofa rosyjskiej rakiety – od 2010 roku ich lista konsekwentnie się wydłuża – ale przede wszystkim wnioski, jakie rosyjskie władze z niej wyciągnęły. Kolejny sputnik łączności polecono zbudować wyłącznie rosyjskim firmom i wyłącznie z rosyjskich materiałów. – To znaczy, że robić go będą dłużej, zrobią zaś gorzej i drożej – stwierdził Inoziemcew. W Rosji będzie to trwało 24 miesiące (we Francji – 21), koszt będzie większy o jedną trzecią.
Tymczasem majowa katastrofa zachwiała nie tylko całym rosyjskim przemysłem kosmicznym i telekomunikacyjnym (który miał wesprzeć europejski satelita), ale i rynkiem ubezpieczeń. Ministerstwo Finansów musiało dodatkowo przyznać państwowej agencji Roskosmos (odpowiedzialnej za wykonanie programu kosmicznego, której podlega kilkadziesiąt przedsiębiorstw i biur konstrukcyjnych) ponad pół miliarda dolarów na ubezpieczenie przyszłych ładunków wystrzeliwanych na rakietach Proton. Firmy ubezpieczeniowe gwałtownie podniosły stawki, powołując się na to, że Rosjanie w ciągu czterech lat stracili osiem sputników (albo umieścili je na niewłaściwych orbitach), gdy w tym samym czasie europejskie rakiety typu Ariane (wystrzeliwane głównie z Gujany Francuskiej) nie miały żadnej awarii.