Unijny komisarz ds. energetyki Guenther Oettinger poinformował w Berlinie, że do października Ukraina spłaci Gazpromowi 2 mld dol. długu, a kolejne 1,1 mld dol. – do końca roku. Oettinger wystąpił po zakończeniu rosyjsko-ukraińskich rozmów na temat dostaw gazu, które jednak opuścił ukraiński minister energetyki Juryj Prodan.

Ukraińcy nie zgadzają się nadal na rosyjską cenę za gaz, jakiej żąda Gazprom. Moskwa domaga się ponad 400 dol. za 1000 m sześc., Kijów uważa za „sprawiedliwą cenę" 268 dol., choć w czasie zimy gotów jest płacić 385 dol.

Ukraina uważa bowiem, że nadal obowiązuje umowa „Sewastopol za gaz", tzn. mniejsza cena w zamian za zgodę na stacjonowanie rosyjskiej floty na Krymie. Rosja twierdzi zaś, że półwysep już należy do niej i dlatego nie ma żadnej zniżki. Równocześnie grozi zachodnim firmom, które dostarczają gaz na Ukrainę, tzw. rewersem. Rosjanie uważają, że Europejczykom nie wolno reeksportować rosyjskiego gazu. Do tej pory jednak Gazprom nawet nie próbował udowodnić, że na Ukrainę płynie właśnie ich gaz, a nie na przykład importowany przez europejskie gazoporty.

Jednak z powodu zbliżającej się zimy Kijów jest coraz bardziej skłonny pójść na ustępstwa, choć jednocześnie nie odwołuje swojej skargi przeciw Gazpromowi do sądu arbitrażowego w Sztokholmie. Eksperci uważają, że Ukrainie brakuje jeszcze kilku miliardów metrów sześciennych gazu. Kijów na razie zgodził się zapłacić 3,1 mld dol., choć nazywa to „przedpłatą za przyszłe dostawy", a nie „spłatą długu".