Urzędnicy nigeryjscy i świadkowie potwierdzają, że po ataku Boko Haram w sobotę padło miasto Baga w prowincji Borno na północnym wschodzie Nigerii. Do tej pory baza wojskowa w tym leżącym na granicy z Czadem i nad jeziorem Czad mieście uważana była za najważniejszy punkt kontrolowany przez siły rządowe w tym rejonie.

O tym, że przygotowywana jest ofensywa świadczyły wcześniejsze ataki na okoliczne wioski i dokonane w zeszłym tygodniu uprowadzenia młodych chłopców (często są oni zmuszani do walki w szeregach organizacji). Miasto było już zresztą atakowane pięć razy w ciągu dwóch lat. W kwietniu siły rządowe odniosły jednak pod Bagą duże zwycięstwo a dowódcy armii zapowiadali, że od tej pory region jest pod ich kontrolą. (organizacje obrony praw człowieka podejrzewały jednak, że deklarowane prze armię zwycięstwo było raczej egzekucją podejrzanych o współprace z Boko Haram, która tylko rozsierdziła islamistów).

Tymczasem w sobotę o świcie bojownicy zaatakowali miasto z kilku kierunków jednocześnie. Po kilkugodzinnym intensywnym ostrzale żołnierze armii rządowej i wspomagających ich - przynajmniej w teorii sił międzynarodowych z państw regionu jeziora Czad - zaczęli się wycofywać. Według relacji mieszkańców po pewnym czasie wycofywanie się wojska zmieniło się w bezładna ucieczkę, najpierw do miasta, potem w kierunku granicy z Czadem. Wielu żołnierzy porzucało broń. Widząc co się dzieje uciekać zaczęli tez przerażeni cywile, którzy doskonale wiedzą o okrucieństwach popełnianych przez Boko Haram w zajętych miejscowościach. Niektórzy zdołali zbiec do Czadu, inni uciekali przed siebie, wprost do buszu lub na pustynię.

Fakt dezercji wojska potwierdził w rozmowie z BBC senator prowincji Borno Maina Maaji Lawan. Upadek Bagi to poważny cios dla prowadzonej przez prezydenta Goodlucka Jonathana kampanii przeciwko islamistom. Krytycy akcji wojskowej twierdzą, że jest ona źle przygotowana i źle dowodzona. Żołnierze bez odpowiedniego sprzętu i wyszkolenia sami stają się często łatwym celem bojowników. W ostatnich tygodniach dochodziło nawet do egzekucji żołnierzy, którzy odmawiali wykonywania rozkazów widząc beznadziejną sytuację w jakiej ich stawiano.