Francois Hollande miał szansę przejścia do historii jako najmniej popularny prezydent w czasach V Republiki. Kilka miesięcy temu wspierało go 13 proc. Francuzów. W grudniu 19 proc., a obecnie 40 proc. Wzrost notowań sięgający 21 punktów procentowych, jakiego doświadczył Francois Hollande, jest rzeczą wyjątkową. Francois Mitterrand zyskał swego czasu 19 punktów po decyzji uczestnictwa Francji w wojnie nad Zatoką Perską w 1991 roku. Jego następca Jacques Chirac podniósł swoje notowania o 10 punktów, podejmując decyzję o nieuczestniczeniu Francji w wojnie w Iraku w 2003 roku. Nicolas Sarkozy poprawił swą ocenę o 5 punktów po ogłoszeniu we wrześniu 2008 roku pakietu antykryzysowego. Potem czekały go już tylko spadki.
Jak będzie dalej z Hollande'em, nie wiadomo. Odzyskał „margines manewru" – piszą francuskie media. Nikt nie ma wątpliwości, że korzystne dla niego notowania są wyrazem poczucia wspólnoty Francuzów w obliczu zagrożenia. Z ogólnego nurtu obywatelskiej solidarności wyłamał się jedynie Front Narodowy. Był to poważny błąd, z którego Marine Le Pen nie wie, jak wybrnąć.
Kolejny z konkurentów Hollande'a, Nicolas Sarkozy, wybrał inną taktykę, czyniąc wszystko, aby przedrzeć się do pierwszego szeregu w paryskim marszu solidarności 11 stycznia, zarezerwowanego dla szefów państw i rządów. - Jedność narodowa nie powinna unicestwić debaty politycznej – ogłosił dwa dni temu. Oznacza to koniec okresu ochronnego dla prezydenta Hollande'a, którego kulminacją był właśnie ten marsz. Jak twierdzi prawicowy „Le Figaro", Pałac Elizejski czyni starania, aby „duch 11 stycznia" nie zniknął. Służą temu liczne wystąpienia i gesty prezydenta, na przykład zaproszenie do jego siedziby w najbliższą sobotę rodzin 17 ofiar zamachów.
– Nie ulega wątpliwości, że Hollande okazał się prawdziwym przywódcą i nie będzie już przedmiotem pogardliwych komentarzy jak do tej pory – przekonuje „Rz" George Mink z paryskiego Instytutu Nauk Społecznych i Polityki CNRS.
O politycznej przyszłości prezydenta zadecyduje jednak realizacja planu gospodarczego znanego pod nazwą pakt odpowiedzialności. Zakłada on cięcia podatkowe dla firm w wysokości 40 mld euro przy równoczesnych cięciach budżetowych sięgających 50 mld euro.