Francja znana jest z tolerancji dla niestandardowych zachowań obyczajowych i zdrad małżeńskich (czego przykład dawali nawet prezydenci tego państwa, łącznie z obecnym Francois Hollandem). Dlatego jako dość niestandardową sytuacje przyjęto inicjatywę zbierania podpisów pod listem protestacyjnym przeciwko portalowi Gleeden. To jeden z dziesiątków portali randkowych, jednak nieukrywający, że adresowany jest głównie do kobiet zamężnych.

Właśnie ta deklaracja oraz szeroka promocja portalu reklamującego się na ulicach francuskich miast wzbudziła oburzenie środowisk katolickich uważających, że jego właściciele (notabene to dwa Francuzi działający z Nowego Jorku) otwarcie nawołują do zachowań niemoralnych.

Akcja zakończyła się sporym - jak na bardzo liberalną Francję sukcesem - zebrano 23 tys. podpisów, co skłoniło organizatorów protestu ze Stowarzyszenia Rodzin Katolickich (ACF) do wytoczenia właścicielom portalu procesu sądowego. Jean Marie Andres, przewodniczący ACF mówił w rozmowie z BBC, że nie można tolerować działalności obliczonej na rozbijanie rodzin. We Francji niewierność małżeńska od 1975 r. nie jest wykroczeniem, jednak jak argumentują działacze ACF nadal jest to kategoria istotna z punktu widzenia prawa, skoro na podstawie wykazania zdrady można orzekać rozwód wraz z wszelkimi konsekwencjami cywilno-prawnymi.

Sprawa będzie zapewne testem dla francuskich prawników i sędziów, którzy będą musieli rozstrzygnąć na ile prawo traktuje poważnie zapisy o „fundamentalnym znaczeniu rodziny jako podstawowej komórki społeczeństwa" a na ile wezmą pod uwagę zmiany obyczajowe, które dokonały się we Francji w ciągu ostatniego półwiecza. Poza tym właściciele witryny twierdzą, że spośród 2,9 mln użytkowników Gleeden tylko około miliona to Francuzi, więc francuski sąd nie jest kompetentny w sprawie regulowania ich działalności.