Na miesiąc przed wyborami do Izby Gmin prowadzą konserwatyści z 36-proc. poparciem, podczas gdy na Partię Pracy chce oddać głos 34 proc. Brytyjczyków. Jednak 31 marca układ był odwrotny: to laburzyści prowadzili z 36 proc. wynikiem, torysi mieli o jeden procent mniej. Dwa najważniejsze ugrupowania kraju wymieniają się pozycjami lidera od miesięcy.
– Jeśli będzie idealny remis, więcej mandatów uzyska lewica, bo sprzyja jej podział okręgów wyborczych – mówi „Rzeczpospolita" Stephen Tindale, ekspert londyńskiego Center for European Reform (CER).
Na niekorzyść ugrupowania Davida Camerona działa także dramatyczne załamanie poparcia dla jego koalicjanta – partii Liberalnych Demokratów. W ostatnich wyborach w 2010 r. dostali oni 23 proc. poparcia, teraz mogą liczyć tylko na 8 proc. Partia Nicka Clegga płaci cenę za koalicję z torysami i ponosi współodpowiedzialność za program radykalnych cięć budżetowych.
Ale i laburzyści mają problem. Od ostatnich wyborów aż 1/3 ich wyborców w Szkocji przeszła do Szkockiej Partii Narodowej (SNP). Jeśli wierzyć sondażom, w ten sposób Partia Pracy może utracić 28 miejsc w liczącej 650 posłów Izbie Gmin.
– Kluczowe pytanie brzmi, czy Ed Miliband, lider Partii Pracy, zdecyduje się na koalicję ze szkockimi nacjonalistami – podkreśla Tindale.