„Rosji próbują ukraść zwycięstwo" – poskarżył się rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow na bojkot kremlowskich uroczystości ze strony większości europejskich przywódców. Nie wymienił Polski z nazwy, ale to nasz kraj jest głównym winowajcą, ponieważ u nas odbędą się ogólnoeuropejskie uroczystości 70. rocznicy zakończenia wojny.
– Na naszych obchodach będzie obecnych kilkunastu prezydentów, premierów i szefów parlamentów. Ale święto w żadnym wypadku nie jest pomyślane jako konkurencyjne dla moskiewskich – zapewnił anonimowo „Rz" jeden z polskich polityków bliskich Pałacowi Prezydenckiemu (który organizuje spotkanie na Westerplatte 7 i 8 maja).
– Gdy okazało się (w Europie), że nie jedziemy (do Moskwy), pojawiła się idea, że warto byłoby samemu jakoś uczcić tę wspaniałą datę – tłumaczył „Rz" polski polityk.
„Ktoś odmówił przyjazdu (do Moskwy) z przyczyn ideologicznych, próbując wykorzystać tę świętą datę w swej polityce powstrzymywania i izolacji Rosji, ktoś uległ, a ktoś się przestraszył" – wyjaśnił z kolei Ławrow przyczyny, dla których przywódcy masowo odmówili oglądania moskiewskiej parady.
Dotychczas o swej nieobecności w rosyjskiej stolicy poinformowali przywódcy USA, Izraela, Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Norwegii, Finlandii, Holandii, Litwy, Łotwy, Estonii i Japonii. Większość nieoficjalnie daje do zrozumienia, że nie chce znaleźć się w sytuacji, gdy przed nimi będą defilować zdobywcy Krymu czy żołnierze, którzy walczyli w Donbasie. Jedynie litewska prezydent Dalia Grybauskaite powiedziała wprost, że nie ma ochoty oglądać na paradzie „flagi okupowanego Krymu".