– Zwycięstwo oznacza, że nad Jerozolimą załopocze znów sztandar islamu – mówił kilka dni temu prezydent Recep Tayyip Erdogan w 562. rocznicę zdobycia Konstantynopola przez Turków osmańskich. Jerozolima była islamska na długo przed upadkiem Konstantynopola i nie o historyczne związki przyczynowe prezydentowi chodziło.
Miał na myśli raczej podkreślenie wagi swego planu poprzez odpowiednie porównanie. Jest nim przekształcenie Turcji w republikę prezydencką, co oznaczałoby, iż wybrany w roku ubiegłym Erdogan miałby rządzić krajem jak Putin Rosją, co zarzucają mu krytycy jego planu. Prezydent unika oczywiście takich porównań, powołując się na przykład USA. Taki system jak za Atlantykiem miałby zapewnić Turcji stabilność polityczną i dalsze sukcesy w rozwoju gospodarczym. Zmiana wymaga jednak nowej konstytucji. Dokonanie tego byłoby zwycięstwem na miarę zdobycia Jerozolimy. – Inszallah, nadejdzie ono 7 czerwca – ogłosił Erdogan. Allah nie dał jednak Erdoganowi szansy na realizację tego planu.