Napięcia na wschodzie Ukrainy nie ustają. Rosyjska armia regularnie informuje o postępach w budowie nowych pojazdów wojskowych. Natowskie myśliwce przechwytują strategiczne bombowce, które wlatują na zakazane tereny. Do tego klimat militarnej niepewności potęgują wiadomości o wojskowych samolotach, które coraz częściej ulegają wypadkom i rozmaitym awariom.
Prezydent Władimir Putin dodaje do sumy wojskowych doniesień kolejny element. Na jego rozkaz ma powstać nowa formacja złożona z rezerwistów. Jej liczebność może sięgać nawet kilku milionów, jednak na początek regularne szkolenie ma podjąć pierwsze 5 tys. z nich. W zawodowej służbie Moskwa utrzymuje 750 tys. żołnierzy.
O mobilizacji rezerwistów debatowano już podobno od kilku lat. Pierwszy raz Putin przypomniał o tym planie po powrocie na stanowisko prezydenta w 2012 roku. Ostatni dekret związany z tematem został opublikowany w miniony piątek. Powołani do służb rezerwiści mają dostawać regularny żołd i odbywać systematyczne szkolenia. Te dwa elementy mają odróżniać ich od pozostałego personelu pozostającego do ewentualnej dyspozycji ministerstwa obrony.
Według nieoficjalnych informacji nowa formacja powstałaby wcześniej, gdyby tylko dało się znaleźć odpowiedni budżet. Tym razem Putin zlecił ministerstwu wygospodarowanie środków na rezerwistów. W ubiegłym roku Rosja wydała na obronność 66,5 mld dolarów, równowartość 4,5 proc. swojego PKB. Gdy obecny prezydent obejmował urząd po raz pierwszy w 2000 roku na wojsko wydawano 3,6 proc. To szacunki szwedzkiego instytutu SIPRI, oficjalnie Moskwa określa wojskowy budżet na poziomie 50 mld dolarów. Ale i tak wciąż pozostaje trzecim krajem na świecie (po USA i Chinach) pod tym względem.
Przed piętnastoma laty, gdy rozpoczynała się pierwsza kadencja Putina, rosyjskie wojsko było o wiele słabsze. Dziś wspominane 3/4 mln czynnych żołnierzy oraz 2,5 mln rezerwistów stanowi czwartą potęgę wojskową globu. Podium należy do Chin (2,3 mln), Indii (1,4 mln) i USA (1,3 mln).