Macron vs Francuzi. „Będą na niego mówić Neron Paryża”

Emmanuel Macron jest dziś nad Sekwaną wrogiem publicznym numer 1. Wszystko za sprawą reformy emerytalnej, podnoszącej wiek nabycia praw do świadczeń do 64 lat. Francja – nie tylko w przenośni – stanęła w ogniu. W podcaście „Rzecz W Tym” Cezary Szymanek rozmawia z Jędrzejem Bieleckim.

Publikacja: 21.03.2023 16:44

We Francji trwają protesty przeciwko reformie systemu emerytalnego forsowanej przez Macrona

We Francji trwają protesty przeciwko reformie systemu emerytalnego forsowanej przez Macrona

Foto: AFP

Był początek 2023 r., gdy stało się jasne, że francuski rząd premier Elisabeth Borne będzie chcial dążyl do podniesienia wieku emerytalnego Francuzów do 64 lat. Zaś dla prezydenta Emmanuela Macrona ta reforma to najpoważniejszy test w polityce krajowej w trakcie drugiej kadencji.

Zmiana jest konieczna, bo deficyt systemu emerytalnego rośnie niepokojąco szybko. Bez zmian w ciągu dziesięciu lat będzie on odpowiadać 0,8 proc. PKB, bo osób młodszych, które wpłacają składki do wspólnego budżetu, jest coraz mniej, podczas gdy tych starszych, które z niego pobierają – coraz więcej. Na taki brak równowagi Francja pozwolić sobie nie może. Już teraz jej dług, 2,6 bln euro (101,5 proc. PKB), niepokoi rynki finansowe. A podatki, najwyższe w Unii, duszą wzrost gospodarczy. Tymczasem system emerytalny, który dziś pochłania 13,8 proc. PKB, ma w ciągu dziesięciu lat przejąć 14,7 proc. PKB.

Ale dla tych argumentów zrozumienia nie ma. Sondaż Doxa pokazuje, że 85 proc. Francuzów jest przeciwnych podnoszeniu wieku emerytalnego. Dla nich możliwość relatywnie wczesnej rezygnacji z pracy to część „zdobyczy socjalnych”, z których państwo wycofać się nie ma prawa. Macron już w 2019 r. próbował przeforsować całkowitą przebudowę systemu emerytalnego. Wtedy powstrzymały go potężne manifestacje.

W pierwszych dniach marca francuscy senatorowie opowiedzieli się jednak za podniesieniem wieku emerytalnego z 62 lat do 64 lat, co było pierwszym zwycięstwem Macrona. Na ulicy przegrywał, bo protesty i strajki trwały już w całym kraju.

Ustawa została przekazana do komisji mediacyjnej między ustawodawcami z Senatu i Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu. Po ponad 8,5 godzinach pracy przy drzwiach zamkniętych komisji udało się zatwierdzić projekt ustawy wraz z poprawkami. W komisji głosowało za nią 10 uczestników, przeciwko było czworo.

Komisja zaaprobowała wydłużenie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat, Zatwierdzono konieczność ograniczenia do 43 lat czasu odprowadzania składek przez osoby, które zaczęły pracować przed 21. rokiem życia. Kobietom przyznano 5 proc. ulgi w czasie odkładania składek ze względu na okresy macierzyństwa. Postanowiono też wprowadzić eksperymentalnie do 2026 r. umowy o pracę dla seniorów w wieku 60 lat. Komisja zaaprobowała stopniowe znoszenie tzw. reżimów specjalnych w różnych kategoriach zawodowych (RATP, energetyka, gaz, Bank Francji) wobec osób zaczynających pracę od 1 września 2023.

Tymczasem w ubiegłą środę w całej Francji trwały protesty organizowane przez związki zawodowe. Utrudnienia dotknęły sektora transportowego: nie jeździły pociagi i metro, na aryskim lotnisku Orly odwołano 20 proc. połączeń. Strajkowali pracownicy oczyszczania miast. W Paryżu sterty śmieci doszły już do 7 tys. ton. Właściciele kawiarni, barów i restauracji narzekają, że śmiecie i smród odstraszają im klientów. Zablokowany był dostęp do terminali gazu ziemnego, co najmniej 7 statków z surowcem postanowiło udać się do Hiszpanii i Holandii. 

Ostateczny test reformy emerytalnej przypadł na czwartek. Do ostatniej chwili przed wieczornym głosowaniem w Izbie Deputowanych trwało liczenie, czy za przesunięciem z 62 do 64 lat wieku uprawniającego do uzyskania świadczeń emerytalnych jest gotowa zagłosować większość posłów. Ugrupowania składające się na zaplecze Emmanuela Macrona mają ich tylko 250. Konieczna więc była pomoc pozostających w opozycji konserwatywnych Republikanów. Jednak partia, która liczy 61 deputowanych, podzieliła się.

W ocenie Pałacu Elizejskiego tylko ok. 30 z nich było gotowych poprzeć proponowaną przez Macrona reformę. Nawet groźba rozwiązania parlamentu, co mogłoby jeszcze bardziej zmarginalizować gaullistów, nie zadziałała. Macron doszedł więc do wniosku, że jedyną opcją jest sięgnięcie po artykuł 49.3 konstytucji, który pozwala na ratyfikację ustawy bez głosowania, jeżeli większość posłów nie opowie się za obaleniem rządu.

Liderka Zjednoczenia Narodowego, Marine Le Pen, w odpowiedzi na ruch obozu rządzącego wezwała rząd Elisabeth Borne do dymisji. Z sondaży wynikało, że podobnie myśli 68 proc. Francuzów. Tylu chciałoby, aby rząd upadł w czasie głosowania wotum nieufności wobec gabinetu Borne.

Choć radykalna lewica pod wodzą Jean-Luca Melenchona i skrajna prawica Marine Le Pen zwarły w poniedziałek szyki, razem zebrali głosy 264 deputowanych, o 23 mniej, niż wynosi bezwględna większość (287). Zgodnie z artykułem 49.3 konstytucji pozwoliłaby ona nie tylko na przegłosowanie wotum nieufności dla premier i jej ekipy, ale także odrzucenie kontrowersyjnej ustawy przesuwającej wiek emerytalny z 62 do 64 lat.

W poniedziałek wieczorem, łącznie za obaleniem rządu głosowało 278 deputowanych, dziewięciu mniej, niż wynosi większość. Od powołania V Republiki tylko w 1962 r. udało się zebrać wystarczającą liczbę głosów, która obaliła premiera: George’a Pompidou. Poszło o propozycję wyborów powszechnych przy desygnowaniu prezydenta.

Ekipa Elisabeth Borne sięgała już dziesięć razy po takie rozwiązanie od lata ubiegłego roku. W powołanej w 1958 r. V Republice tylko jeden rząd robił to częściej. Manewr był ryzykowny, bo przeciwko reformie emerytalnej opowiada się zarówno koalicja ugrupowań radykalnej lewicy Nupes Jean-Luc Melenchona, jak i skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. Macron, jak wcześniej Francois Mitterrand czy Jacques Chirac, mógł zostać skazany na kohabitację z ekipą o zupełnie innych niż on barwach politycznych.

Po głosowaniu ws. wotum nieufności parlamentarzyści skrajnej lewicy z ugrupowania Francja Nieujarzmiona (LFI) skandowali "Zrezygnuj" i wyjęli kartki z napisami "Spotkamy się na ulicach".

Na ulicach Paryża protestujący zaczęli zaś podpalać hałdy śmieci, niewywożone stamtąd w związku ze strajkami pracowników służb oczyszczania miasta. W stolicy i innych miastach aresztowano ponad 200 osób.

Jednak Francja w każdym przypadku wyjdzie z tej sytuacji bardzo poturbowana. Kraj jest targany manifestacjami, nie działa wiele sektorów gospodarki, od rafinerii po koleje. Nie tylko 3/4 Francuzów nie chce reformy emerytalnej, ale 68 proc. opowiada się za obaleniem rządu Borne. Domaga się tego nawet 51 proc. wyborców Macrona w ostatnich wyborach prezydenckich, ale także 53 proc. zwolenników Republikanów, a więc ugrupowań popierających zmianę zasad zakończenia pracy. Reformy nie chce 73 proc. robotników i 79 proc. pracowników najemnych.

Był początek 2023 r., gdy stało się jasne, że francuski rząd premier Elisabeth Borne będzie chcial dążyl do podniesienia wieku emerytalnego Francuzów do 64 lat. Zaś dla prezydenta Emmanuela Macrona ta reforma to najpoważniejszy test w polityce krajowej w trakcie drugiej kadencji.

Zmiana jest konieczna, bo deficyt systemu emerytalnego rośnie niepokojąco szybko. Bez zmian w ciągu dziesięciu lat będzie on odpowiadać 0,8 proc. PKB, bo osób młodszych, które wpłacają składki do wspólnego budżetu, jest coraz mniej, podczas gdy tych starszych, które z niego pobierają – coraz więcej. Na taki brak równowagi Francja pozwolić sobie nie może. Już teraz jej dług, 2,6 bln euro (101,5 proc. PKB), niepokoi rynki finansowe. A podatki, najwyższe w Unii, duszą wzrost gospodarczy. Tymczasem system emerytalny, który dziś pochłania 13,8 proc. PKB, ma w ciągu dziesięciu lat przejąć 14,7 proc. PKB.

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia