Warszawa, Praga i inne stolice państw Europy Środkowej i Wschodniej były najpierw wstrząśnięte zamachami w Brukseli.
- Wszystkie wartości przez nas uznawane jako fundamenty budowania wspólnoty legły w gruzach - powiedziała premier Szydło. Brzmiało to trochę tak, jakby nie było to jeszcze jej ostatnie słowo.
Faktycznie, następnego dnia premier polskiego rządu oświadczyła, że obecnie nie widzi możliwości przyjęcia przez Polskę żadnych migrantów. Do końca marca miało przyjechać pierwszych 100 Syryjczyków, w ciągu całego roku Polska miała przyjąć 400 migrantów. Rząd Ewy Kopacz zobowiązał się do przyjęcia w roku 2015 łącznie do 11,5 tys. osób (w czerwcu 2015 zobowiązano się do przyjęcia 4 tys., a w październiku 7,5 tys.). Nowy rząd zapowiadał, że dotrzyma obietnicy, choć publicznie mowa była już tylko o 7,5 tys. migrantów. Premier Szydło zapewniała o dotrzymaniu zobowiązań także w czasie swojej wizyty u kanclerz Angeli Merkel w Berlinie.
Obecna odmowa przyjęcia kogokolwiek to - zdaniem ekspertów - brak solidarności.
- Wobec tak skromnej liczby, jaką jest 400 migrantów rocznie, nie ma mowy o obawie, iż mogłoby powstać tam jakieś równoległe społeczeństwo - uważa Kai-Olaf Lang, ekspert Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie. - To że Polska tak szybko wrzuciła wsteczny bieg, wygląda jego zdaniem tak, jakby zamachy posłużyły za pretekst do wycofania się ze zobowiązań.