Wojna w Ukrainie była w poniedziałek głównym tematem obrad szefów dyplomacji (lub ich zastępców) 27 państw UE w Brukseli. Unia już w październiku zwiększyła do 3,1 mld euro swoje dofinansowanie dozbrajania Ukrainy z Europejskiego Funduszu Pokoju (EFP), którego największym płatnikami są kolejno Niemcy i Francja (według klucza PKB). Na cały EFP przewidziano tylko 5,7 mld euro na lata 2021-27 (nie tylko na Ukrainę), więc te pieniądze będą się wkrótce kończyć. Dlatego szefowie dyplomacji – żaden kraj UE nie usiłował wetować tej decyzji – politycznie uzgodnili dziś zwiększenie o 2 mld euro w 2023 roku puli pieniędzy dostępnych z EFP. – Ponadto postanowiliśmy, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to w przyszłości możliwe będzie podniesienie pułapu finansowania o kolejne 3,5 mld euro, co oznaczałoby podwojenie pierwotnej kwoty Funduszu – powiedział szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Europejski Fundusz Pokoju częściowo zwraca koszt dostaw broni do Ukrainy przez poszczególne kraje UE. Jednym z głównych dostawców broni dla Kijowa, a zatem i głównym beneficjentem dopłat z UE jest Polska, która – wedle nieoficjalnych informacji – do końca października przekazała do Brukseli rachunki na łącznie 1,8 mld euro. Węgry przy kluczowych decyzjach Funduszu w sprawie Ukrainy korzystają z „konstruktywnego wstrzymania się od głosu” – nie biorą udziału w głosowaniu, by nie łamać wymogu konsensusu wszystkich krajów Unii.
Pomoc dla Ukrainy bez Węgier?
Jednak Budapeszt nadal blokuje pierwotny plan nowej pomocy finansowej dla Kijowa, czyli 18 mld euro w 2023 roku. Wedle tego „planu A” pomoc ma pochodzić ze wspólnych unijnych obligacji gwarantowanych przez budżet UE i stąd wymóg jednomyślności 27 państw Unii. Tyle, że Rada UE (przedstawiciele rządów 27 krajów Unii) już w ostatnią sobotę przyjęła w głosowaniu większościowym przepisy przygotowujące „plan B” dla Ukrainy, czyli pomoc z pożyczek na rynkach finansowych gwarantowanych dwustronnie przez każdy z 26 krajów Unii poza Węgrami. – Decyzja o pomocy dla Ukrainy będzie w tym tygodniu. Pozostaje pytanie, czy wedle „planu A” czy „planu B” – mówi unijny dyplomata w Brukseli.
Czytaj więcej
Viktor Orban ma bliskie relacje z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i wielokrotnie blokował już unijne sankcje. Również rosyjscy agenci mają na Węgrzech wolną rękę.
„Plan A” byłby tańszy dla Unii, znacznie szybszy w realizacji, łatwiejszy pod względem prawnym oraz gotowy do przedłużenia lub zwiększenia, gdyby zaszła taka potrzeba. Dlatego Bruksela nadal pracuje nad uzgodnieniem tej pierwotniej opcji, którą jednak rząd Viktora Orbána uczynił zakładnikiem swych bojów o zatwierdzenie węgierskiego KPO (5,8 mld euro) przez Radę UE oraz o odrzucenie przez tę samą Radę UE wniosku Komisji Europejskiej o zamrożenie 7,5 mld euro z węgierskich funduszy spójności na podstawie przepisów „pieniądze za praworządność”. Komisja w ostatni piątek podtrzymała ten wniosek, choć Budapeszt średnio co dwa dni śle do Brukseli sprawozdania o kolejnych reformach praworządnościowych i antykorupcyjnych wdrażających – jak przekonują Węgrzy – ich wrześniową umowę z Komisją Europejską.