Reakcje na atak nożownika dużo mówią o stanie ducha niemieckiego społeczeństwa.
Wiele się zmieniło przez cztery miesiące. 1 stycznia media ogólnoniemieckie milczały na temat sylwestrowych wydarzeń w Kolonii. Doszło tam do seksataków młodych mężczyzn na kobiety. Molestowanie przedstawicielek słabszej płci wydaje się tematem wyjątkowo istotnym dla nowoczesnego społeczeństwa. Ale nie w zderzeniu z innym drażliwym tematem – imigrantów pochodzących ze świata muzułmańskiego.
Główne media milczały jeszcze parę dni, aż 4 stycznia władze telewizji publicznej ZDF przeprosiły za milczenie, które „było błędem". Po raz pierwszy świat usłyszał oskarżenia niemieckich mediów publicznych o cenzurę. Krytykowali też politycy, nawet z partii rządzących. Najdalej poszedł były szef MSW, bawarski chadek Hans-Peter Friedrich, mówiący o „kartelu milczenia" i „blokadzie informacji".
Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet więcej – w sprawie informowania o przestępstwach, w których może się pojawić wątek imigracyjny czy muzułmański, wszystko wywróciło się do góry nogami. Od ataku nożownika w Grafing upłynęły zaledwie trzy godziny, a już w mediach ogólnoniemieckich pojawiła się informacja, że zadając ciosy swoim ofiarom, wykrzykiwał „Allahu akbar!" (Allah jest największy), co przeciętnemu odbiorcy na Zachodzie kojarzy się z dżihadystami, islamskimi terrorystami mordującymi niewiernych.
Dziennikarze dodawali zazwyczaj, że informacja o tym złowieszczym okrzyku jest niepotwierdzona. Ale kilka miesięcy temu baliby się podać tak szybko nawet potwierdzoną. Długą drogę przeszły media niemieckie od Kolonii. Długą drogę przeszło niemieckie społeczeństwo, które – jak pokazują badania wspomniane w tekście obok – jest zaskakująco negatywnie nastawione do imigrantów (a są nimi prawie wyłącznie muzułmanie). Reaguje na ich napływ z lękiem, coraz mniej skrywanym. Nie przekłada się to na wybory polityczne, partie popierające imigracyjną politykę Angeli Merkel nadal uzyskują zdecydowaną większość w sondażach.