Hillary Clinton wiedziała, że jest już po wszystkim, kiedy w środę nad ranem na stronę Donalda Trumpa przeszły Pensylwania i Wisconsin. W stanach, które od dziesiątków lat były wierne demokratom, miliony białych, słabo wykształconych mężczyzn uznało, iż tylko populista bez żadnego doświadczenia w polityce może ich obronić przed „elitami", globalizacją i zbyt szybkimi zmianami technologicznymi. Mobilizacja kobiet i mniejszości narodowych okazała się niewystarczająca, by uratować Clinton, szczególnie że skoncentrowała się na stanach – takich jak Kalifornia – które kandydatka demokratów i tak miała po swojej stronie. W ten sposób Trump, choć uzyskał o 183 tys. mniej głosów niż Clinton, przekroczył granicę 270 głosów elektorskich, które dają mu zwycięstwo. W dodatku republikanie utrzymają większość w obu izbach Kongresu.