Manifestanci zebrali się na placu Październikowym w centrum miasta. Na ich czele stanęli opozycyjni politycy: Władimir Nieklajew i Paweł Seweriniec.
Przyszła też Marina Adamowicz, żona aresztowanego trzy dni wcześniej Mikoły Statkiewicza. Ten ostatni właśnie wzywał do antyłukaszenkowskiej demonstracji 1 maja.
Kilkaset osób (od 200 do 500 – w zależności od źródeł informacji) przeszło spokojnie przez centrum białoruskiej stolicy, nie atakowane przez milicję. Przed marszem Paweł Seweriniec podszedł do dowódcy milicyjnych oddziałów i wezwał go by „(milicjanci) zrezygnowali z przemocy". Wzdłuż opozycyjnego pochodu jechały jednak cały czas milicyjne samochody przypominając przez głośniki, że „akcja jest nielegalna". Zwracali się też do manifestantów, by „nie zmuszali sił porządkowych do użycia siły".
Demonstranci żądali przerwania represji na Białorusi i wypuszczenia zatrzymanych, w tym przywódców opozycji. Domagali się również anulowania „podatku od pasożytów społecznych" (tak nazywane jest opodatkowanie bezrobotnych), zniesienia opodatkowania emerytów oraz obniżenia wieku emerytalnego.
W deklaracji przyjętej na zakończenie manifestacji żądano również „zakazania urzędnikom wtrącania się do działalności przedsiębiorstw", ochrony praw inwestorów, niezawisłości sądów oraz przedterminowych wyborów wszystkich szczebli pod nadzorem międzynarodowych obserwatorów.