Emmanuel Macron szykuje się do mocnego uderzenia. W poniedziałek dziennik „Le Parisien" ujawnił założenia reformy rynku pracy, która ma uelastycznić jeden z najbardziej skostniałych kodeksów zatrudnienia na świecie. Na poziomie przedsiębiorstwa, a nie branż czy wręcz całej gospodarki, byłyby ustalane tak kluczowe parametry, jak czas pracy, wysokość pensji, zasady BHP. Projekt przewiduje także ustalenie górnego pułapu odpraw przy zwolnieniu pracowników bez „nadzwyczajnego powodu". Reforma, która ma być przyjęta w drodze rozporządzeń, zakłada także wzmocnienie roli rad pracowniczych, tak aby osłabić nacisk związków zawodowych na pracodawców.
Macron chce, aby Zgromadzenie Narodowe przyjęło nowe przepisy już w najbliższych tygodniach. Ale nawet, jeśli, jak przewidują sondaże, jego ruch La Republique en Marche (LRM, Wstawaj Republiko!) zdobędzie w wyborach 11 i 18 czerwca absolutną większość, zanosi się na ogromny opór społeczny, manifestacje, zapewne strajk generalny.
– Od wyborów prezydenckich En Marche! jest na fali, bo Francuzi kierują się legitymizmem, chcą dać głowie państwa, którą wybrali, parlamentarną większość. Tym bardziej, że pierwsze tygodnie Macrona, w szczególności na scenie międzynarodowej, wypadają dobrze. Ale to nie znaczy, że popierają reformy rynkowe. To byłoby grube przeszacowanie intencji wyborców – mówi „Rz" Edouard Lecerf, dyrektor instytutu badania opinii publicznej Kantar Public.
Sondaże dają En Marche! 31 proc. głosów, zdecydowanie więcej niż Frontowi Narodowemu i Republikanom (po 18 proc.) i radykalnie lewicowej Francji Niepokornej (11 proc.). Ale większościowa ordynacja wyborcza z dwoma turami powoduje, że ruch Macrona może liczyć na przytłaczającą większość w Zgromadzeniu Narodowym, sięgającą nawet 425 deputowanych w 577-osobowej izbie niższej parlamentu.
– Po wielu miesiącach kampanii, obawach przed zwycięstwem Le Pen, Francuzi oczekują teraz stabilności i odnowy życia politycznego. To sprzyja En Marche! – mówi Lecerf.