Czwarta kadencja Merkel na stanowisku kanclerza Niemiec jest właściwie przesądzona. Pytanie tylko, kto będzie koalicyjnym partnerem CDU. Ma to znaczenie dla reszty UE, bo socjaldemokraci mają inne stanowisko w sprawie zacieśniania współpracy w strefie euro niż liberałowie.
Francja, obecnie główny orędownik głębszej integracji eurozony, chce nawet pośrednio wziąć udział w rozmowach koalicyjnych. Prezydent Emmanuel Macron ma 26 września, po wyborach, wygłosić przemówienie o przyszłości UE i według doniesień medialnych chce nakreślić ambitny plan, ale na dłuższy termin.
Na przykład stworzenie osobnego budżetu strefy euro, ale w perspektywie może dopiero za dziesięć lat. Chciałby, żeby UE stała się istotnym elementem wewnątrz niemieckich rozmów o tworzeniu rządu, w którym i tak zasadnicze decyzje będzie podejmować główny koalicjant, czyli CDU, i jego doświadczona przywódczyni.
– W mediach wiele się mówi o tym, że z liberałami nie ma szans na poważną reformę strefy euro. Ale te różnice są przesadzone. Ktokolwiek rządziłby Niemcami, wielkiego apetytu na rewolucję tam nie widzę, raczej na małe zmiany – mówi nieoficjalnie ambasador dużego państwa strefy euro. Potwierdzają to eksperci z bliska obserwujący niemiecką politykę gospodarczą.
– Nie sądzę, żeby myślenie CDU i samej Merkel tak bardzo zmieniło się w ostatnich latach, żeby była ona gotowa na większą autonomię strefy euro. Chce oczywiście wykonać jakieś gesty w kierunku Macrona, któremu ciągle grożą populiści, żeby mógł ogłosić sukces. Ale nie zgodzi się na nic, co będzie kosztowało dodatkowe pieniądze – uważa Sebastian Dullien, ekspert berlińskiego oddziału think tanku European Council for Foreign Relations.