Reklama

Fundamentalna gra o Afganistan

Wejdą czy nie wejdą do Kabulu? Na razie talibom podbój idzie szybko. Zapewniają, że chodzi im o pokój. I że się zmienili.

Publikacja: 05.08.2021 18:25

Wojska rządowe w centrum Heratu, najważniejszego miasta na zachodzie. Talibowie są już niedaleko

Wojska rządowe w centrum Heratu, najważniejszego miasta na zachodzie. Talibowie są już niedaleko

Foto: AFP

– W tę zmianę uwierzyła też część ludzi na Zachodzie. Jeżeli się zmienili, to na gorsze. Są bardziej okrutni, bardziej fundamentalistyczni, żądni władzy totalnej. Zabijają, plądrują, gwałcą, okradają z pieniędzy. To terroryści i jak terroryści się zachowują – mówi „Rzeczpospolitej" Mohamed Fahim Daszti, przewodniczący Związku Dziennikarzy Afganistanu. Organizacja ma około 2200 członków, wciąż pracują w 31 z 34 prowincji. Także w tych, które są w całości lub częściowo w rękach talibów.

Koszmarne sny kobiet

50-letni Daszti z centrali w Kabulu prowadzi rozmowy telefoniczne z dziennikarzami z regionów, gdzie siły rządowe próbują odpierać ataki talibów. Ostatnio miał kontakt z reporterami w Heracie, najważniejszym, przeszło półmilionowym mieście na zachodzie, pod które talibowie podeszli kilka dni temu. Rozmawiał też z dziennikarzem w Laszkargah, ćwierćmilionowym mieście na południu. Tam są już w centrum.

– Dają nam pół godziny na opuszczenie domów. Jeżeli tego nie zrobimy, to zaliczą nas do policji czy armii rządowej – cytowała studenta z Laszkargah redakcja sekcji afgańskiej brytyjskiego nadawcy BBC. Takie zaliczenie to wyrok. Na ulicach miasta leżą zwłoki, podawała BBC.

„Wiemy, co ci terroryści robią, gdy są u władzy. My, kobiety, nie możemy być pewne, czy wrócimy żywe, gdy wyjdziemy z domu. Każdy, komu bliskie są prawa człowieka, nie może się uwolnić od koszmarnych snów" – napisała w niemieckim tygodniku „Der Spiegel" Sima Samar, lekarka z Kabulu, która była, dwie dekady temu, pierwszą w historii minister ds. kobiet Afganistanu.

Reklama
Reklama

Popularni czy nie?

Jak to możliwe, że talibom tak łatwo udaje się opanowywać kraj?

– Jak w każdej wojnie partyzanckiej oznacza to poparcie lokalnej ludności. Każdy, kto występuje przeciw regularnej armii i chce odnosić sukcesy, musi je mieć – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksander Golc, czołowy rosyjski ekspert ds. wojskowych. – Wydarzenia dowodzą, że okupacja, zarówno radziecka, przez siły komunistyczne, jak i ta późniejsza przez siły demokracji liberalnej, jest nie do przyjęcia dla plemiennego społeczeństwa Afganistanu – dodaje.

Daszti zapewnia, że talibowie nie cieszą się wcale poparciem znacznej części społeczeństwa. A ich sukcesy są chwilowe. – Wcześniej rząd nie radził sobie z zarządzaniem sprawami bezpieczeństwa. Ale teraz, dzięki wzmocnieniu służb i przede wszystkim poparciu lokalnych powstańców, którzy się opierają talibom, to się zmieni. Jeżeli nie w ciągu dni, to tygodni – mówi.

Kilkanaście procent mieszkańców 38-milionowego kraju żyje w Kabulu. – Życie toczy się normalnie, z paroma wyjątkami, jest problem z prądem i korki na ulicach już się kompletnie wymknęły spod kontroli. Czasem są ataki terrorystów, ale bezpieczne od takiego zagrożenia nie są Londyn ani Paryż – mówi szef Związku Dziennikarzy.

Dodaje, że bez trudu można się poruszać także po okolicy, odbył właśnie bez problemu podróż samochodem do swojej rodzinnej miejscowości 150 km od Kabulu. Przyznaje jednak, że nie we wszystkich kierunkach jest to możliwe. – Talibowie są obecni w regionach położonych 40 km od stolicy, co nie oznacza, że kontrolują je w całości.

Reakcja Rosji

Wycofanie Amerykanów całkowicie zmienia sytuację w całym regionie, budzi lęki przed masową migracją nawet w odległych krajach Europy.

Reklama
Reklama

Jak reaguje Rosja, która też jest daleko, ale ma sojuszników graniczących z Afganistanem?

– Nie ukrywa zadowolenia, że Amerykanie ponieśli porażkę. Z drugiej strony jest mniej lub bardziej zrozumiałe, że Amerykanie przez 20 lat, wojując z talibami, zapewniali bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej. Jest też zrozumiałe, co się może wydarzyć: radykalny islam przedostanie się za Pandż oraz Amu-darię (rzeki oddzielające Afganistan od Tadżykistanu i Uzbekistanu – red.) i zaczną się konflikty na terenie dawnych republik radzieckich Azji Środkowej – podkreśla Aleksander Golc. Jego zdaniem zagrożenie jest bardzo realne. Bo w tamtejszych republikach reżimy autorytarne mają niskie poparcie społeczne. To idealne warunki dla radykalnego islamu.

Na razie Moskwa nie dostrzega ryzyka militarnego ze strony talibów. – Ale jest przygotowana. W Tadżykistanie znajduje się rosyjska baza, największa za granicą, z 5–7 tys. żołnierzy. Do tego dochodzą siły szybkiego reagowania ODKB (sojuszu wojskowego pod wodzą Moskwy – red.), do których skierowała dywizję powietrznodesantową i brygadę powietrzno-szturmową. To około 10 tys. żołnierzy. Przez lata trenowali wypełnianie misji w kraju „ogarniętym wrzeniem". Teraz są manewry rosyjsko-uzbeckie, szykują się rosyjsko-tadżyckie – dodaje ekspert z Moskwy.

Do Iranu i Pakistanu

Iran, sąsiad Afganistanu od zachodu, też może odczuwać radość z upokorzenia swojego wroga, USA. Konsekwencje są jednak dla niego niepokojące. Jak napisał publicysta „Bloomberga" Bobby Ghosh, talibowie raczej nie będą chcieli obalić reżimu w Teheranie (szyickiego w przeciwieństwie do nich – sunnitów). Jednak zaszkodzą próbom ratowania irańskiej gospodarki, realizacji ambitnych projektów infrastrukturalnych. A przede wszystkim ich rządy oznaczają, wylicza Ghosh, masę afgańskich uchodźców, nasilenie przemytu – ludzi i narkotyków – oraz działalności terrorystycznej.

Drugim państwem, do którego uciekają tysiące Afgańczyków, jest Pakistan. Kraj, którego wywiad pomógł w powstaniu ruchu talibów. Rząd afgański oskarżył w lipcu Pakistan, że teraz też militarnie wspiera talibów „w niektórych rejonach", czemu ten stanowczo zaprzeczył. Dodając, że podejmuje „niezbędne środki", by chronić własnych obywateli. Co interpretowano jako obawę o przelanie się konfliktu przez granicę. Ma ona ponad 2600 kilometrów. Widząc postępy talibów, Pakistańczycy przyśpieszyli budowę wysokiego płotu na całej długości granicy. Miesiąc temu był już gotowy.

Chińczycy i sztandar

Czy pustkę po Amerykanach wypełnią Chińczycy? – Nie wejdą do żadnego regionu, gdzie jest bardzo niestabilnie. To nie są warunki dla ich wielkich inwestycji. Na dodatek muszą być ostrożni, brać pod uwagę wpływ talibów na swoich muzułmanów w Sinciangu – mówi „Rzeczpospolitej" Pranay Sharma, ekspert z Indii, kolejnego kraju czujnie przyglądającego się rozwojowi wydarzeń w Afganistanie. Pakistan i Chiny to rywale Indii.

Reklama
Reklama

W zeszłym tygodniu delegację talibów przyjął w Pekinie szef MSZ Wang Yi. Zapewnił, że Chiny zawsze były przeciwne ingerencjom w sprawy wewnętrzne Afganistanu. Nazwał talibów „ważną siłą polityczną i militarną", za co odwdzięczyli się zapewnieniem, że nie pozwolą u siebie działać „separatystom".

Wang wyraził nadzieję, że „wysoko wzniosą sztandar rozmów pokojowych". Takie rozmowy talibowie z delegacją rządu afgańskiego prowadzą w Katarze z przerwami już od prawie roku.

Biorąc pod uwagę ich ostatnie sukcesy, „tylko cud może sprawić, by się powstrzymali przed dalszym podbojem i zdecydowali na pokój z rządem" – napisał czołowy pakistański dziennik „Dawn".

O tym, jak ich do tego jednak przekonać, mają w przyszłym tygodniu w Katarze rozmawiać dyplomaci czterech krajów: żegnających się z Afganistanem Stanów Zjednoczonych oraz kluczowych dla jego przyszłości Chin, Rosji i Pakistanu.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1391
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1388
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1387
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1386
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1385
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama