Polacy na dole urzędniczej drabiny

Nie ma szans na to, by w najbliższym czasie Polska osiągnęła w unijnych instytucjach pozycję odpowiadającą jej wielkości

Publikacja: 12.02.2010 01:51

Od 1 maja dyrektorem generalnym ds. kultury i edukacji będzie Jan Truszczyński

Od 1 maja dyrektorem generalnym ds. kultury i edukacji będzie Jan Truszczyński

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Polska ma zapewnioną proporcjonalną do liczby ludności liczbę eurodeputowanych, stanowisko jednego z 27 komisarzy w Komisji Europejskiej i liczbę głosów w Radzie UE. Sercem unijnych instytucji jest jednak licząca kilkadziesiąt tysięcy ludzi rzesza urzędników, którzy przygotowują akty prawne i kontrolują ich wykonanie. Tam wspinamy się dopiero na najniższe szczeble drabiny.

Komisja ma 36 dyrekcji generalnych, odpowiedników ministerstw. Na ich czele stoją dyrektorzy generalni, najważniejsi unijni urzędnicy. Od razu widać, kto rządzi w UE. Wśród 36 dyrektorów generalnych jest siedmiu Niemców, pięciu Brytyjczyków, po czterech Francuzów i Włochów, trzech Hiszpanów, po dwóch Portugalczyków, Irlandczyków i Greków. Choć KE ma być armią bezstronnych urzędników, którzy interes narodowy zostawiają w domu, to ich liczba i ranga odzwierciedlają znaczenie państwa członkowskiego. Polaka w tej elicie nie ma ani jednego, od 1 maja dyrektorem generalnym ds. kultury i edukacji będzie Jan Truszczyński. Przypada nam sfera, w której UE ma małe kompetencje.

[wyimek]Na początku nikt się nie oburzał z powodu dyskryminujących nowe kraje zasad zatrudniania w UE[/wyimek]

[srodtytul]W tyle za Hiszpanią[/srodtytul]

Polska, jeśli chodzi o liczbę ludności, zbliżona jest do Hiszpanii, ale daleko nam do jej osiągnięć. W KE na stanowiskach merytorycznych pracuje 646 Polaków i 1028 Hiszpanów. Tam, gdzie podejmuje się decyzje – czyli od kierownika wydziału przez doradców, dyrektorów po dyrektorów generalnych – Polaków jest bardzo mało.

Mamy 54 kierowników wydziałów, a Hiszpania 680. W grupie dyrektorskiej jest 11 Polaków i 31 Hiszpanów. Na najwyższym szczeblu: dyrektora generalnego, jego zastępcy i tzw. głównego doradcy, Polaków jest dwóch (Truszczyński i Jerzy Plewa, wicedyrektor generalny ds. polityki rolnej). Hiszpanów – 32.

Spośród nowych państw UE Polska ma najwięcej urzędników, bo jako największe państwo w tej grupie dostaliśmy do obsadzenia największą liczbę stanowisk. Ale najsłabiej nam to idzie – tylko Polacy i Czesi nie wykorzystali przyznanych im limitów. Czechów w KE jest 297, Węgrów – 368. Na najwyższych szczeblach każde nowe państwo ma mieć co najmniej jedną osobę. Limit (po dwóch zastępców dyrektora generalnego) przekroczyły Polska, Czechy i Węgry.

[srodtytul]Brak politycznej presji[/srodtytul]

Polska może uzupełnić przyznane jej kwoty i mieć 857 urzędników (dziś 646), w tym 74 kierowników wydziałów i 16 dyrektorów. Te osoby będą zatrudniane prawdopodobnie w wyniku wewnętrznych konkursów, do których stawać będą Polacy pracujący w unijnych instytucjach. Nie będzie już konkursów dla osób z zewnątrz, z preferencjami dla kandydatów z nowych państw. Tak było dotychczas. Wymagano – w zależności od szczebla – studiów wyższych, znajomości co najmniej jednego języka obcego, wiedzy o UE, biegłości w danej dziedzinie (prawo, ekonomia itp.).

Dlaczego trudno nam będzie dorównać Hiszpanom? Jacek Saryusz-Wolski widzi to tak. – Nowych nie chcą dopuszczać starzy urzędnicy. Szczególnie nowych z nowych państw – mówi europoseł z PO. Potwierdzają to polscy urzędnicy. – Jedna z Hiszpanek, kierowniczka wydziału, wprost powiedziała mi, że Polacy muszą swoje odczekać, by dostać lepsze stanowiska. I że to jest sprawiedliwe – mówi Polka zatrudniona w KE. Opór starej biurokracji może pomóc skruszyć polityczna presja. Z tym jednak od początku nie było dobrze. Jeszcze przed wejściem do UE przyjęliśmy dyskryminujące zasady zatrudniania nowych urzędników: za mniejsze pieniądze, w mniejszej liczbie i z gorszą ścieżką kariery. Nie byliśmy w UE na równych prawach, nikt ze strony polskiej wtedy nie protestował. – A poza tym – podkreśla Saryusz-Wolski – Polsce brakuje kadr.

[srodtytul]Równi i równiejsi[/srodtytul]

Polskiemu rządowi nie udało się przeforsować warunku równowagi geograficznej przy obsadzie stanowisk szefów unijnych placówek dyplomatycznych. Na ponad 130 ambasad nowe państwa reprezentuje jedna osoba: Węgier kierujący placówką w Oslo. Nie ma szans na radykalną zmianę, bo przyjęto zasadę: 1/3 dyplomatów z Komisji, 1/3 z Rady i 1/3 z państw członkowskich. To stawia nas na przegranej pozycji, bo tylko w 1/3 będzie brany pod uwagę kraj. Pozostałe stanowiska dostaną wysocy urzędnicy Komisji i Rady, wśród których Polaków prawie nie ma. Zmiany będą następowały, gdy dobiegnie końca kadencja obecnych szefów placówek. Teraz zwalnia się kilka stanowisk, m.in. w Afganistanie, gdzie Polska zgłosiła kandydaturę Andrzeja Ananicza.

– Będzie branych pod uwagę wiele czynników: kwalifikacje, staż, płeć, również kraj pochodzenia. Ale nie na zasadzie, że każdemu krajowi przypada określona liczba wysokich rangą dyplomatów. Chodzi o wybór najlepszych – mówi „Rz“ Lutz Güllner, rzecznik prasowy szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. W grupie wysokiego szczebla, która ma doradzić Ashton, jak zorganizować nową dyplomację, jest tylko jeden przedstawiciel nowych państw członkowskich – Węgier.

– Jest źle – przyznaje Saryusz-Wolski. Wraz z innymi europosłami i ekspertami założył grupę, która ma lobbować na rzecz geograficznej sprawiedliwości.

W KE przynajmniej zostały spisane zasady rekrutacji osób z nowych krajów. Żadne reguły nie obowiązują Rady i Parlamentu Europejskiego. W pierwszej Polska ma jednego z dziewięciu dyrektorów generalnych (Jarosław Pietras). Na ponad 30 stanowisk dyrektorskich jest jeden Polak – Marek Grela, były ambasador RP przy UE. W PE wśród 12 dyrektorów generalnych nie ma Polaka, na niższym szczeblu dyrektora jest jeden – Piotr Nowina-Konopka. Na średnim szczeblu zarządzania tylko trzech z ponad 200 szefów wydziałów to Polacy. Szansą na zmiany jest presja wywierana przez Jerzego Buzka.

– W tym roku zostanie zorganizowany konkurs na szefów wydziałów, który powinien poprawić te proporcje – mówi „Rz“ Inga Rosińska, rzeczniczka Buzka. Ale można się spodziewać, że w miarę, jak będzie się zbliżał koniec 2,5-letniej kadencji Buzka, mniejsza będzie ochota podległych mu urzędników, by taki konkurs zorganizować.

Polska ma zapewnioną proporcjonalną do liczby ludności liczbę eurodeputowanych, stanowisko jednego z 27 komisarzy w Komisji Europejskiej i liczbę głosów w Radzie UE. Sercem unijnych instytucji jest jednak licząca kilkadziesiąt tysięcy ludzi rzesza urzędników, którzy przygotowują akty prawne i kontrolują ich wykonanie. Tam wspinamy się dopiero na najniższe szczeble drabiny.

Komisja ma 36 dyrekcji generalnych, odpowiedników ministerstw. Na ich czele stoją dyrektorzy generalni, najważniejsi unijni urzędnicy. Od razu widać, kto rządzi w UE. Wśród 36 dyrektorów generalnych jest siedmiu Niemców, pięciu Brytyjczyków, po czterech Francuzów i Włochów, trzech Hiszpanów, po dwóch Portugalczyków, Irlandczyków i Greków. Choć KE ma być armią bezstronnych urzędników, którzy interes narodowy zostawiają w domu, to ich liczba i ranga odzwierciedlają znaczenie państwa członkowskiego. Polaka w tej elicie nie ma ani jednego, od 1 maja dyrektorem generalnym ds. kultury i edukacji będzie Jan Truszczyński. Przypada nam sfera, w której UE ma małe kompetencje.

Pozostało 83% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Świat
Donald Trump spotka się w Paryżu z Wołodymyrem Zełenskim?