Leci do Bamako w najbliższy weekend, aby zorientować się na miejscu ilu wysłać tam instruktorów i gdzie rozmieścić obozy treningowe.
Unia Europejska zdecydowała wczoraj o misji szkoleniowej, która ma się rozpocząć w połowie lutego, wtedy też będzie wiadomo, jakie kraje wezmą w niej udział. Deklaruje się wiele, w tym Polska. Ma pomóc w przebudowie malijskiej armii i przystosować ją do cywilnego dowództwa, ale też przygotować do bieżących działań wojennych i radzenia sobie z jeńcami. Misja była planowana już wcześniej, po tym jak w grudniu Rada Bezpieczeństwa ONZ zdecydowała o konieczności interwencji w Mali ze strony wojsk afrykańskich. Jednak obserwowana w ostatnich tygodniach wzmożona ofensywa islamskich terrorystów z północy i interwencja francuskiej armii spowodowała, że unijni ministrowie spraw zagranicznych przyspieszyli przygotowania do misji.
Niektóre kraje UE deklarowały wczoraj pomoc logistyczną i sprzętową dla Francji, ale żaden nie zamierza na razie wysyłać tam wojsk. – Francja zrobiła właściwą rzecz, wspieramy ją – powiedziała wczoraj Catherine Ashton, wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i obronnej. – Bez pomocy logistycznej taka operacja byłaby bardzo trudna – tak wiceminister Bogusław Winid bronił działań innych krajów UE, które w działania wojenne nie chcą się bezpośrednio angażować.
Tymczasem w samym Mali jest już 1400 żołnierzy francuskich, a niedługo dotrze tam 190 Nigeryjczyków. Francuzi – przy współdziałaniu z siłami rządowymi – atakowali siły islamistów w Diabaly, 350 km na północ od Bamako. Nigeria obiecała przysłać łącznie 900 żołnierzy, Czad – 2 tysiące.