Lech Kaczyński zamierza omówić dziś w Niemczech trzy kwestie: przyznanie Polsce stanowiska rzecznika w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, szanse generała Franciszka Gągora na szefostwo Komitetu Wojskowego NATO i wpisanie mechanizmu z Joaniny do traktatu reformującego UE.
Jak się dowiadujemy, prezydent może liczyć na przychylność Angeli Merkel tylko w sprawie ETS. Berlin nie poprze kandydatury Gągora i nie chce słyszeć o umieszczeniu Joaniny w tekście traktatu. – Pani kanclerz powinna to uzmysłowić prezydentowi – mówi Gunther Krichbaum z CDU, szef Komisji Europejskiej Bundestagu. – Joanina to dżentelmeńska umowa, nie ma dla niej miejsca w tekście traktatu – uważa Michael Roth, deputowany SPD. – Niemcy nie ustąpią, licząc, że Polska nie zerwie szczytu w Lizbonie – podsumowuje Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna.Bez względu na to, jak się potoczą rozmowy prezydenta w urzędzie kanclerskim, wiadomo, że nie zakończą się podpisaniem dwustronnej umowy. Spekulacje na ten temat zdementował rzecznik niemieckiego rządu.
Niemcy starają się trzymać z daleka od kampanii wyborczej w Polsce. Zarzekali się, że w czasie jej trwania nie będzie oficjalnych kontaktów. – Pani kanclerz nie mogła nie spełnić prośby prezydenta Kaczyńskiego. Wybory nie mogą być przyczyną zerwania kontaktów – tłumaczy Hans Georg Wellmann, ekspert CDU ds. relacji niemiecko-polskich. Wellmann był niedawno w Warszawie. Wyjechał z przekonaniem, że jest wola poprawy atmosfery. Sygnały takie ślą i Niemcy.
Niemiecki rząd zgodził się przesunąć termin decyzji w sprawie budowy w Berlinie muzeum pamięci Niemców wysiedlonych po wojnie z Polski i innych krajów. Jednak kanclerz Merkel weźmie udział w zbliżających się uroczystościach 50-lecia Związku Wypędzonych (BdV). – Nie ma wyjścia. Wypędzeni to klientela wyborcza CDU/CSU – tłumaczy historyk Hajo Funke.
Jego zdaniem większe znaczenie dla relacji niemiecko-polskich będzie miał kształt planowanego miejsca pamięci niemieckich wysiedlonych. Nie będzie to Centrum przeciwko Wypędzeniom, o utworzenie którego zabiegała Erika Steinbach. – Powstanie pod inną nazwą i będzie projektem rządowym. Uzyskałam obietnicę pani kanclerz, że będziemy uczestniczyć w tym projekcie. To my jesteśmy inicjatorami całego przedsięwzięcia – oświadczyła wczoraj szefowa BdV. Oznacza to, że Związek wycofuje się z budowy własnego miejsca pamięci.