W stolicach europejskich wciąż toczy się dyskusja, czy szefowie państw i rządów powinni uczestniczyć w pekińskiej uroczystości. Na razie zgody nie ma. Na przykład polscy politycy do Pekinu się nie wybierają. Przeciw bojkotowi wypowiedział się natomiast Javier Solana, wysoki przedstawiciel ds. polityki zagranicznej UE.
Według eurodeputowanych Unia Europejska powinna w tej sprawie wysłać wspólny sygnał. W przyjętej wczoraj rezolucji Parlament Europejski zaapelował do Słowenii, która kieruje obecnie UE, o wynegocjowanie jednolitego stanowiska „dotyczącego obecności szefów rządów i przywódców państw oraz wysokiego przedstawiciela UE”. Posłowie nie wykluczyli nawet bojkotu igrzysk, jeśli Chiny nie wznowią dialogu z Dalajlamą.
Wspólne stanowisko eurodeputowanych jest bardziej radykalne niż oświadczenia większości unijnych polityków. Niektórzy posłowie proponowali jeszcze radykalniejszą deklarację . Konrad Szymański, eurodeputowany PiS, zgłosił poprawkę, która miała potępić Chiny nie tylko za krwawe stłumienie zamieszek w Tybecie, ale również za prześladowania chińskiej opozycji i wrogie działania wobec Tajwanu. W jego propozycji znalazł się apel o bojkot ceremonii otwarcia, jeśli Chiny nie złożą samokrytyki za marcowe represje wobec Tybetańczyków. Poprawka nie została przyjęta.
Z powodu represji Tybet chciała odwiedzić Louise Arbour, wysoka komisarz ONZ ds. praw człowieka. Pani Arbour poprosiła Pekin o zgodę 27 marca, ale wczoraj usłyszała, że nie jest to dobry moment na wizytę w Tybecie. Jak podały chińskie źródła, Pekin zgodził się jednak na inny, dogodny dla obu stron termin. Kiedy taki moment nastąpi – nie sprecyzował.
Zamiast tego Chiny pochwaliły się światu, że wykryły spisek terrorystyczny z udziałem gangu, który podczas igrzysk planował zamachy samobójcze oraz porwania sportowców, dziennikarzy i kibiców. 35 jego członków podobno jest już w areszcie. Rzecznik chińskiego MSZ nie pokazał żadnych zdjęć ani dowodów. Zdradził tylko, że przywódcą terrorystów był niejaki Abdulrahman Tuersun.