Michael Martin, irlandzki minister spraw zagranicznych, miał wczoraj ciężki dzień. Po raz pierwszy od przegranej w referendum w Irlandii musiał stanąć przed ministrami spraw zagranicznych 26 pozostałych państw UE i wytłumaczyć im, dlaczego ponad 53 procent Irlandczyków zagłosowało przeciw traktatowi lizbońskiemu. Niektórzy oczekiwali też, że Martin na spotkaniu w Luksemburgu zaproponuje, jak wyjść z kryzysu.
– Ja nie mam żadnych rozwiązań. Posłuchamy ministra Martina, może on coś ma – powiedział przed wejściem na salę obrad Dimitrij Rupel, minister spraw zagranicznych Słowenii, która kieruje w tym półroczu Unią Europejską.
Jeszcze dosadniej ujął to minister duński. – Irlandia podpisała traktat lizboński. Niech teraz znajdzie rozwiązanie – stwierdził Per Stig Moeller.
Ale Irlandczyk nie miał cudownych recept. – Trzeba uszanować decyzję ludzi i znaleźć drogę wyjścia. Nie ma żadnych szybkich rozwiązań – mówił Michael Martin. Poprosił unijnych partnerów o czas do namysłu. Dostał go, ale nie wiadomo, na jak długo. – Na razie musimy czekać, analizować, radzić – wyjaśniał słoweński minister.
Jak mówią „Rz” unijni dyplomaci, teraz najbardziej potrzeba spokoju. – Musimy ostrożnie i spokojnie znaleźć mądre sposoby poradzenia sobie z sytuacją – przekonuje dyplomata Holandii, kraju, który odrzucił unijną konstytucję, poprzedniczkę traktatu lizbońskiego. – Nie możemy stawiać Irlandii do kąta – podkreślała Ursula Plassnik, szefowa austriackiej dyplomacji.