Przez premiera Tuska musiałem w piątek ubrać się w garnitur, przebić przez tłumy turystów zwiedzających Waszyngton w Dniu Niepodległości i wspiąć na dach budynku przy Szesnastej Ulicy, z którego rozciąga się piękny widok na Biały Dom. Tam w 50-stopniowym upale, oślepiony dwoma reflektorami wymierzonymi prosto w moją twarz przypiekałem się przez 15 minut, czekając na wejście na antenę –w roli komentatora w jednej z polskich stacji telewizyjnych.

Dzięki dobrodziejstwu Internetu wiedziałem już, że w Warszawie prezydent, premier, szef dyplomacji, minister obrony narodowej, posłowie i senatorowie rwą szaty na piersi i włosy z głowy. Że w eterze i w sieci trwa medialne tornado, że komentatorzy mówią o historycznym dniu, o bezprecedensowym policzku dla Ameryki, o tym, że Polska popsuła Amerykanom nastroje w dniu ich narodowego święta.

– Co na to Ameryka? – padło pytanie z Warszawy. No i co ja im miałem powiedzieć? Z TVP dowiedziałem się wcześniej, że w Ameryce panuje wielkie rozczarowanie, a „New York Times” pisze „bez ogródek”, że Polska odrzuca tarczę. Tymczasem 4 lipca Biały Dom był na wakacjach. A Departament Stanu? – Jestem nad morzem, wrócę w poniedziałek, to porozmawiamy – odpowiedział mi jeden z moich rozmówców. Rzecznik departamentu (ciekawe, czy był akurat nad morzem, czy w górach?) wydał parozdaniowe, nic niemówiące oświadczenie, które rozgorączkowanym polskim dziennikarzom odczytywał leniwym głosem największy pechowiec departamentu – dyżurny działu prasowego. Czytał je przez telefon komórkowy, bawiąc dzieci w ogródku. Jeśli w jego głosie słychać było cień rozczarowania, to raczej nie z powodu tarczy. Co jednak z mediami, które nigdy nie śpią? Po długich poszukiwaniach na stronie internetowej „New York Timesa” udało mis ię znaleźć w jednym z trudno dostępnych zakątków nie komentarz, lecz niewielką depeszę, i nie „NYT”, lecz agencji Reuters.

Podobnie w serwisach informacyjnych innych gazet, stacji telewizyjnych, portali internetowych. Wojny w Iraku i Afganistanie, zagraniczne eskapady kandydatów na prezydenta, nuklearne negocjacje z Koreą Północną i Iranem, atomowa umowa z Indiami – wszystko to owszem, na bieżąco, obszernie. Białoruś, Zimbabwe, Chiny, Słowenia – owszem. „Chirurg musi zapłacić 795 tysięcy dolarów za usunięcie penisa” oraz „70-latka urodziła bliźniaczki” – jak najbardziej. Polska, Tusk i tarcza – niestety nie. A więc co na to Ameryka? Ona na to nic. Warto wśród jazgotu, jaki panuje w Polsce, zadać sobie w spokoju dwa pytania: dlaczego i co to znaczy?