– Nasze dzieci są dyskryminowane, gdyż nie biorą udziału w demokratycznym rządzeniu krajem – twierdzi grupa posłów Bundestagu i domaga się wprowadzenia prawa wyborczego dla dzieci. Złożyła już odpowiedni wniosek, którym Bundestag zajmie się po wakacyjnej przerwie. „Dajmy głos przyszłości. Dajmy prawo wyborcze od narodzenia” – piszą autorzy inicjatywy ustawodawczej.
Prawo wyborcze dzieci mieliby realizować ich rodzice. Z dnia na dzień przybyłoby w Niemczech 14 milionów wyborców, a ściślej mówiąc – ich głosów, gdyż tylu jest niepełnoletnich.
Według konstytucji RFN „wszelka władza pochodzi od ludu”. Czy to znaczy, że również od dzieci?
Próżno jednak szukać w projekcie odpowiedzi na pytanie, który z rodziców miałby głosować w imieniu potomka, jeśli obydwoje mają różne preferencje polityczne. – Chodzi nam generalnie o wyposażenie rodzin w możliwość większego oddziaływania na decyzje polityczne w kraju – tłumaczy Markus Lönning, poseł liberalnej FDP, jeden z głównych inicjatorów zmiany konstytucji. Zgodnie z nią czynne prawo wyborcze przysługuje obywatelom od 18. roku życia. Zdaniem grupy posłów zasada ta jest jednak sprzeczna z innym postanowieniem konstytucji stwierdzającym, że „wszelka władza pochodzi od ludu”, a więc od wszystkich jego członków, także dzieci. – Należy zlikwidować ostatnią nierówność w prawie wyborczym – nawołuje w związku z tym Renate Schmidt (SPD), była minister ds. rodziny. Należałoby więc postąpić podobnie jak 90 lat temu, kiedy prawa wyborcze przyznano w Niemczech kobietom.
Koronny argument zwolenników praw dzieci bazuje na prognozach demograficznych. Wynika z nich, że już w 2030 r. połowa wyborców w Niemczech będzie po pięćdziesiątce, co wymaga zrównoważenia ich gło- sów głosami ludzi młodych, pragnących kształtować przyszłość inaczej niż pokolenia ich rodziców i dziadków.