Eldad Regew i Ehud Goldwasser to jedni z najsłynniejszych podoficerów świata. Niezbyt często się bowiem zdarza, że państwa toczą ze sobą wojny z powodu sierżantów. Tak jednak się stało w lipcu 2006 roku, gdy bojówkarze Hezbollahu porwali obu żołnierzy na granicy izraelsko- libańskiej. W odpowiedzi Izrael dokonał zmasowanego ataku na Liban.Trwająca miesiąc operacja – nazwana później drugą wojną libańską – zakończyła się fiaskiem. Izraelskiej armii nie udało się odbić porwanych, a struktury Hezbollahu nie zostały rozbite. To, czego nie udało się zrobić za pomocą siły, postanowiono załatwić środkami dyplomatycznymi. Zgodnie z zawartym pod auspicjami ONZ porozumieniem obaj żołnierze mają teraz wrócić do domu.
W zamian Izrael wypuści czterech członków Hezbollahu oraz owianego ponurą sławą terrorystę Samira Kuntara, który w 1979 roku roztrzaskał główkę czteroletniej dziewczynce. – Wymiana więźniów zostanie dokonana wczesnym rankiem, na granicy – mówił „Rz“ rzecznik izraelskiego MSZ Mark Regew.
Pytanie tylko, czy Hezbollah nie zwróci Izraelczykom ciał. Wszystko bowiem wskazuje na to, że obaj żołnierze zostali dawno zamordowani. – Oczywiście nie mamy stuprocentowej pewności, ale szanse na to, że nasi żołnierze żyją, rzeczywiście są niewielkie – przyznał Regew.Dlaczego więc Izrael zgodził się na wypuszczenie pięciu groźnych terrorystów, skoro Hezbollah zamordował Regewa i Goldwassera? – To część naszego narodowego etosu. Nigdy nie zostawiamy naszych żołnierzy poza linią wroga. Żywych czy umarłych. W Izraelu nikt się nie cieszy z tej wymiany, ale nie mieliśmy innego wyboru – uważa izraelski rzecznik.