Belgia: premier nie chce rządzić

Yves Leterme znów podał się do dymisji. To trzecia rezygnacja premiera w ciągu roku od wygrania wyborów – pisze Anna Słojewska z Brukseli.

Aktualizacja: 16.07.2008 09:41 Publikacja: 15.07.2008 18:17

Yves Leterme

Yves Leterme

Foto: AFP

„Kraj na skraju przepaści” – wieści komentator „Le Soir”, najważniejszego francuskojęzycznego dziennika w Belgii. „Przegrany, przegrany, przegrany!” – tytułuje swój redakcyjny komentarz „Het Laatste Nieuws“, największy dziennik społeczności flamandzkiej. Po obu stronach językowej granicy widać zatroskanie sytuacją polityczną w Belgii po dymisji szefa rządu.

– Trzykrotnie dostał szansę i trzykrotnie jej nie wykorzystał – przypominają flamandzkie gazety. Yves Leterme wygrał wybory w czerwcu 2007 roku, od tego czasu trzy razy dostawał misję tworzenia rządu.

A któż, jeśli nie syn Walończyka i Flamandki, perfekcyjnie mówiący w obu językach, mógłby być lepszym kandydatem na premiera kraju coraz bardziej podzielonego na francusko- i niderlandzkojęzyczną społeczność? Wierny kibic klubu Standard Liege z walońskiego miasta od początku licznymi gafami, zamierzonymi i przypadkowymi, zrażał do siebie francuskojęzyczną społeczność regionów Walonii i Brukseli.

A to uznał frankofonów za intelektualnie niezdolnych do nauczenia się niderlandzkiego, języka swoich rodaków z północy Belgii, a to poproszony przed kamerą francuskojęzycznej telewizji o zaśpiewanie swego hymnu narodowego złośliwie zaintonował Marsyliankę. Wreszcie uznał istnienie Belgii za historyczną pomyłkę.

Leterme nie był w stanie przekonać swoich koalicjantów z partii frankofońskich do wzięcia większej odpowiedzialności za regionalną politykę społeczną i gospodarczą, co pozwoliłoby na zmniejszenie transferów finansowych z północy na południe. Z kolei partie flamandzkie nie chcą się zgodzić na większe pra- wa dla ludności francuskojęzycznej na obrzeżach Brukseli, formalnie należących do Flandrii.

Rozrywana partyjnymi konfliktami Belgia nie przestaje przyciągać zagranicznych inwestorów. Według rankingu „Financial Times” region Flandrii jest drugim, po Londynie, ulubionym miejscem inwestycji w Europie. Nawet biedniejsza Walonia jest w czołówce, bo na piątym miejscu. Inwestorów przyciągają centralne położenie geograficzne i korzystne przepisy podatkowe. Bruksela pozostaje też najbardziej wielonarodowym miastem świata. Już 54 procent jej mieszkańców to osoby urodzone za granicą.

Belgowie boją się jednak, że długie spory doprowadzą do pogorszenia ich wizerunku. Dlatego już w marcu rząd zapłacił za kampanię reklamową w największych światowych mediach. Przypomniał o zaletach Belgii jako miejsca inwestycji, a reklamy ubarwił postaciami słynnych Belgów – twórcy saksofonu Adolphe’a Saksa, surrealisty Rene Magritte’a i bohatera komiksów Lucky Luke’a.

„Kraj na skraju przepaści” – wieści komentator „Le Soir”, najważniejszego francuskojęzycznego dziennika w Belgii. „Przegrany, przegrany, przegrany!” – tytułuje swój redakcyjny komentarz „Het Laatste Nieuws“, największy dziennik społeczności flamandzkiej. Po obu stronach językowej granicy widać zatroskanie sytuacją polityczną w Belgii po dymisji szefa rządu.

– Trzykrotnie dostał szansę i trzykrotnie jej nie wykorzystał – przypominają flamandzkie gazety. Yves Leterme wygrał wybory w czerwcu 2007 roku, od tego czasu trzy razy dostawał misję tworzenia rządu.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 961
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 960
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 959
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 958