„Newsweek”, co z satysfakcją odnotowały włoskie media, uważa, że „w ciągu 100 dni Berlusconi dokonał rzeczy niemożliwej, a w pewnym stopniu bez precedensu we współczesnej historii Włoch: zapanował nad narodem, którym rządzić nie sposób”.
Co więcej, ten sukces Berlusconi odniósł bez pomocy na ogół niechętnych mu mediów, za to dzięki konkretnym, nierzadko spektakularnym posunięciom. Przekonały one Włochów, że ten rząd działa i wychodzi naprzeciw ich obawom i potrzebom. Wiele podjętych decyzji to sprytne zabiegi socjotechniczne i propagandowe. Równocześnie jednak rząd rozpoczął wielką reformę finansów państwa, która ma aż o 30 proc. zmniejszyć horrendalny dług publiczny. Pierwsze posiedzenie rządu Berlusconi zwołał w Neapolu i przyrzekł, że z ulic miasta i całego regionu znikną zalegające od miesięcy śmieci, a ciągnący się od 14 lat problem zostanie wreszcie rozwiązany. 58 dni później śmieci znikły, a budowa spalarni ruszyła z kopyta.
Wobec rosnących cen paliwa, energii i żywności minister gospodarki i finansów prof. Giulio Tremonti ujął Włochów, wprowadzając tzw. podatek Robin Hooda. Postanowił odebrać bogatym, czyli nafciarzom, bankowcom i ubezpieczycielem, i rozdać biednym. Wszystkie trzy sektory będą płacić o 5 proc. wyższy podatek od zysków. Część tych wpływów do budżetu przeznaczona będzie (już w październiku) na bezpośrednią pomoc biednym. Ponad milion ubogich otrzyma plastikowe karty, na które z budżetu wpłacane będzie co dwa miesiące 80 euro. Kartą będzie można płacić za żywność w supermarketach i energię na poczcie, otrzymując w dodatku 5 – 10-proc. rabat. Dla 2 milionów Włochów pobierających poniżej 500 euro miesięcznej emerytury 80 euro to bardzo dużo. Być może pieniędzy na kartach będzie więcej, bo obsługujący je specjalny fundusz otrzymał status organizacji charytatywnej, więc wpłaty na ten cel będzie można odpisać od podatku. Włoski kolos energetyczny ENI już zadeklarował 200 mln euro.
Rząd Berlusconiego zajął się horrendalną absencją w pracy. We Włoszech pracownik państwowy choruje lub z innych powodów jest nieobecny w pracy przez 20 dni w roku (w sektorze prywatnym absencja wynosi 9,5 dnia). W związku z tym obłożnie chorych zaczęli odwiedzać inspektorzy, przestały być honorowane zwolnienia wystawiane przez prywatnych lekarzy. Poza tym doroczne premie i nagrody zostaną pomniejszone o tyle, ile procentowo w skali roku urzędnik spędził na chorobowym. Przed szczególnie niewydajnymi urzędami pojawiły się nieoznakowane samochody policji skarbowej z kamerą rejestrującą, kiedy pracownicy przychodzą, a kiedy wychodzą z pracy. I oto stał się cud. W sektorze państwowym w lipcu w porównaniu z rokiem ubiegłym absencja spadła aż o 37 proc.! 3,5-milionowa armia pracowników państwowych zdecydowanie ozdrowiała, a Włosi nie posiadają się z radości, że ktoś wreszcie zajął się przysłowiowym tu lenistwem i arogancją administracji. Kolejki w urzędach wyraźnie się skróciły.
Najbezczelniejsi lenie wreszcie zaczęli być zwalniani z wygodnych państwowych posad, jak choćby parlamentarny woźny, który przez dziewięć miesięcy nie stawiał się w pracy, ale pobierał pensję. Podzielił los „obłożnie chorej” nauczycielki, którą inspektorzy odnaleźli na Bahamach. Kolej zwolniła ośmiu pracowników, bo jeden podbijał pozostałym siedmiu karty zegarowe, podczas gdy byli już dawno w domu, ale inkasowali pieniądze za godziny nadliczbowe.