– Miło mi pana poznać. Czy mogę mówić do pana Joe? – spytała na powitanie z rozbrajającym uśmiechem Palin starszego o 22 lata Josepha Bidena, nadając ton całemu spotkaniu.
Starcie Bidena z Palin w St. Louis pozbawione było atmosfery wrogości i agresji, jaka towarzyszyła niedawnej debacie prezydenckiej. Było od niej żywsze i swobodniejsze, nie tylko za sprawą osobowości obojga kandydatów na wiceprezydenta, ale też obranej przez nich strategii. Unikali bezpośrednich ataków na rywala, wręcz wyrażali wzajemny szacunek i sympatię, koncentrując negatywną energię na przełożonym przeciwnika.
Zwolennicy Palin, której blask przygasł nieco po dwóch telewizyjnych wywiadach, w których gubernator Alaski nie ustrzegła się serii gaf, mogli być zadowoleni. Nawet demokraci przyznawali, że Palin wypadła dobrze i nie popełniła poważnego błędu. – Konserwatyści odetchnęli zapewne z ulgą. Sarah Palin odrobiła pracę domową i zdała test – mówiła znana demokratyczna komentatorka i działaczka Donna Brazile.
Niektórzy prawicowi obserwatorzy chwalili panią gubernator za to, że udało się jej odbudować wizerunek twardej, zdecydowanej kobiety mówiącej do Amerykanów językiem małych miasteczek.
„Ona była gwiazdą, on był dobrodusznym przyjacielem dominującego przywódcy” – skwitowała publicystka „Wall Street Journal” Peggy Noonan, zauważając, że przez większość debaty Palin zamiast odpowiadać na pytania moderatorki czy dyskutować z Bidenem, mówiła wprost do telewidzów. Gdy pytania, na przykład o tematyce gospodarczej, nie bardzo jej pasowały, przechodziła nad nimi do porządku dziennego, mówiąc o tym, na czym się zna – na przykład o polityce energetycznej.