Szefowa węgierskiej dyplomacji Kinga Göncz wezwała ambasadora Słowacji w Budapeszcie Juraja Migasza i zażądała od niego odpowiedzi na pytanie: „Czy nierespektowanie praw mniejszości to oficjalna polityka Bratysławy”. – To prowokacja. Nie będę odpowiadał na absurdalne zarzuty – mówił kilka godzin później z oburzeniem słowacki premier Robert Fico.
Rząd w Budapeszcie uważa, że 450-tysięczna mniejszość węgierska na Słowacji jest dyskryminowana, bo np. jej szkoły nie otrzymują funduszy z Unii Europejskiej. Ponadto słowackie Ministerstwo Szkolnictwa zmieniło treść węgierskich podręczników i wykreśliło z nich nazwy w języku węgierskim. – Politycy rządzącej koalicji urażają w chamski sposób naszych obywateli i kpią z naszych narodowych wartości. Liderzy naszej mniejszości na Słowacji czują się zagrożeni: są zaszczuwani przez słowacki rząd i media – mnożyła zarzuty Kinga Göncz.
Jej zdaniem „nienawistna polityka” rządu premiera Fico przynosi pierwsze efekty. Według najnowszych sondaży jedna trzecia Słowaków w wieku szkolnym nienawidzi Węgrów.
– Ta statystyka niepokoi. Nasi obywatele nie mogą i nie chcą żyć w takiej atmosferze – tłumaczyła szefowa MSZ.
Reakcja Bratysławy była natychmiastowa.