[b]Rz: W ostatnich dniach kampania wyborcza zamieniła się w pojedynek na słowa. Republikanie wytykają Barackowi Obamie znajomość z byłym lewackim terrorystą Williamem Ayersem, demokraci przypominają udział Johna McCaina w tzw. Piątce Keatinga, aferze finansowej sprzed 20 lat. Dziwi pana to obrzucanie się błotem?[/b]
[b]John Fortier: [/b]Walka rzeczywiście stała się brutalna, a oba obozy cofają się coraz głębiej w przeszłość. Nie wydaje mi się jednak, by sprawa Ayersa czy Piątka Keatinga mogły znacząco zmienić bieg kampanii. Nic nie wskazuje, że amerykańscy wyborcy przejmą się którąś z tych spraw. Rozumiem, że zamiarem Obamy jest powiązanie Piątki Keatinga z obecnym kryzysem finansowym. Ale – szczerze mówiąc – to już przebrzmiała sprawa, od bardzo dawna znana, a McCain wielokrotnie się z niej tłumaczył. Znajomość Obamy z Ayersem to też stara sprawa.
[b]Nie wydaje się panu, że ataki McCaina to wyraz desperacji? [/b]
Sztab McCaina z pewnością ma wiele powodów do obaw. Nad republikanami unosi się aura przegranej. Demokraci – nie mówię tylko o kandydatach w wyborach prezydenckich, ale szerzej, o całym ruchu – mają nad nimi wyraźną przewagę. Dlatego republikanie chwytają się, czego się tylko da, by odwrócić obecny trend, by zmienić temat. Dlatego McCain będzie korzystał z wszelkich dostępnych sposobów, by dogonić rywala. Ale nie powiedziałbym, że atak na Obamę jakoś szczególnie wykracza poza praktyki z poprzednich wyborów. To standard. Zresztą Obama też nie wyrzekł się stosowania takich metod.
[b]Rozmawiamy przed drugą debatą prezydencką [odbyła się po zamknięciu tego wydania gazety]. Spodziewa się pan agresywnych ataków McCaina na Obamę? [/b]