Okazało się, że w firmie, której załoga składa się w 85 proc. z kobiet w ciągu ostatnich trzech dziesięcioleci zaledwie jedna z nich zdołała awansować na stanowisko kierownicze. – Jest to odzwierciedleniem sytuacji w społeczeństwie – powiedział sędzia w uzasadnieniu orzeczenia. To pierwsza tego typu sprawa w Niemczech, oparta na danych statystycznych i wyliczeniach matematycznych. Zaprezentowała je w czasie procesu Silke Kühn, która pozwała firmę, ponieważ ta całkowicie zignorowała jej ofertę objęcia stanowiska jednego z 16 dyrektorów. Posługując się matematycznym wzorem, udowodniła, że istnieje jedna szansa na 100, że wszystkie stanowiska dyrektorskie mogą znaleźć się w rękach kobiet.
Organizacje kobiece świętują zwycięstwo Silke Kühn i grożą dalszymi procesami. Ich zdaniem dyskryminacja zawodowa kobiet przybiera w Niemczech karykaturalne rozmiary. Zarabiają średnio 22 proc. mniej niż mężczyźni, przy średniej w UE wynoszącej 15 proc.
Mają niemal całkowicie zamknięty dostęp do najwyższych stanowisk w biznesie, a w administracji państwowej trzy czwarte kierowniczych stanowisk zajmują mężczyźni. – Zarzuca się kobietom, że mają mniejszą siłę przebicia i pracują mniej wydajnie – tłumaczy Christiane Funken z berlińskiego uniwersytetu technicznego. Organizacje kobiece domagają się wprowadzenia uregulowań podobnych jak w Skandynawii , gdzie w radach nadzorczych spółek notowanych na giełdzie, 40 proc. miejsc musi być zarezerwowanych dla kobiet.
Na razie Niemki mogą jedynie o tym marzyć. I to w kraju, gdzie szefową rządu jest kobieta. W liczącym 15 ministrów rządzie Angeli Merkel jest pięć kobiet, nie licząc pani kanclerz. Jedna trzecia posłów Bundestagu to kobiety. Z badań wynika jednak, że 90 procent Niemek pragnie być niezależna finansowo.