– Sądzę, że Waszyngton nie zrezygnuje z tarczy, ale opóźni prace o rok, a może dwa, trzy lata – mówi "Rz" gen. Stanisław Koziej
Do ostatniej wielkiej redukcji tego typu doszło w 1991 roku, gdy USA i Związek Radziecki podpisały traktat o redukcji broni strategicznych START. Zgodnie z jego postanowieniami oba supermocarstwa zmniejszyły wtedy swoje arsenały z około 10 tys. do 5 tys. głowic. Traktat wygasa jednak pod koniec roku, a wynegocjowanie nowego stało się jednym z najważniejszych zadań nowej amerykańskiej administracji.
– Nowy dokument byłby ważnym krokiem w stronę poprawy stosunków USA z Rosją. A współpraca jest konieczna choćby po to, aby Amerykanie mogli korzystać z biegnących przez Rosję szlaków tranzytowych, przez które można zaopatrywać wojska w Afganistanie – tłumaczy „Rz” Adam Hud z Foreign Policy Centre w Londynie. Jego zdaniem dzięki redukcji arsenałów wzrosłaby też presja na Iran, aby zrezygnował z rozwijania programu rakietowego. Nowy prezydent USA zapowiadał, że negocjacje z Iranem będą jednym z priorytetów jego administracji.
Według doniesień amerykańskich mediów prezydent Barack Obama utworzy w Białym Domu biuro ds. nierozprzestrzeniania broni masowej zagłady. Na jego czele ma stanąć Gary Samore, negocjator rozbrojeniowy z ekipy Billa Clintona. Bezpośrednie negocjacje z Rosjanami ma prowadzić Departament Stanu na czele z Hillary Clinton. – Propozycja jest warta rozpatrzenia, ale trzeba ją doprecyzować. Np. jak liczyć zredukowane głowice. Do tej pory Rosja je demontowała, a Amerykanie je składowali i potem mogli ponownie ich użyć – tłumaczy Wiktor Litowkin, rosyjski ekspert ds. wojskowości.
Zdaniem analityka wojskowego generała Stanisława Kozieja dla Rosjan amerykańska propozycja może być trudna do zaakceptowania. – Im mniejsza liczba głowic, tym ważniejsza musi być jakość, a pod tym względem Amerykanie mają niewątpliwą przewagę – uważa Koziej.„The Times” sugeruje, że warunkiem zawarcia nowego porozumienia może się okazać odłożenie na półkę planów budowy elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Projekt forsowany przez administrację George’a W. Busha ma kosztować Amerykanów 4 miliardy dolarów rocznie.