W czerwcu z Komisji Europejskiej odchodzi Danuta Hübner, która zostanie eurodeputowaną z listy PO. Tych dwóch funkcji nie można łączyć, Hübner zwolni więc miejsce w Komisji dla innego Polaka. Ale premier wcale nie pali się do wyznaczania następcy, który zasiadałby w KE przez kolejne pół roku, do prawdopodobnego końca kadencji w grudniu.
– Nie ma potrzeby wyznaczania komisarza na okres przejściowy – mówił Tusk na konferencji w ostatni piątek. Według niego obecny przewodniczący Jose Barroso gotów jest zaproponować wariant, w którym do końca roku kilku komisarzy „emigrujących” do Parlamentu Europejskiego lub do krajowej polityki zastąpiliby już urzędujący w Brukseli przedstawiciele innych krajów. Tę informację potwierdzają źródła w Brukseli.
Gotowość premiera do zgody na nieobecność przedstawiciela Polski w Komisji dziwi ekspertów. – Bardzo to odważne ze strony Polski. Widać rząd ufa Komisji Europejskiej – mówi „Rz” Hugo Brady, ekspert Center for European Reform w Londynie. Według niego komisarz z danego kraju jest potrzebny zawsze. – Nawet nie chodzi o to, że ma forsować interesy kraju w Komisji. Ale jest w stanie wyjaśnić problemy i pozwolić Komisji zrozumieć, dlaczego stanowisko Polski jest takie, a nie inne – mówi Brady.
[wyimek]Trudno wskazać zalety rezygnacji z komisarza na kilka miesięcy [/wyimek]
Wariant rozważany przez Tuska mógłby znaleźć zastosowanie w przypadku innych odchodzących komisarzy, jak np. Viviane Reding, startująca w wyborach do PE. Ta druga w rozmowie z „Rz” odrzuciła jednak pomysł przekazywania na kilka miesięcy obowiązków komisarza komuś z innego kraju. – Odchodząca osoba musi być zastąpiona przez kogoś ze swojego kraju. To jest poza dyskusją – powiedziała „Rz” wywodząca się z Luksemburga komisarz.