– Wprowadzenie języka ukraińskiego do nauczania szkolnych przedmiotów jest pogwałceniem praw rosyjskojęzycznych mieszkańców. Dzieci mają z nim kłopoty, co mogłoby doprowadzić do powszechnego analfabetyzmu – tłumaczył tę decyzję radny Dmitrij Biełyk.
Co tak bardzo wzburzyło władze miasta, w którym stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska i powiewają rosyjskie flagi? Decyzja ukraińskiego Ministerstwa Oświaty, które postanowiło zaledwie o godzinę zwiększyć liczbę tygodniowych lekcji języka ukraińskiego w klasach od drugiej do czwartej! W Sewastopolu nie chcą również, by dzieci począwszy od piątej klasy uczyły się w języku ukraińskim historii i geografii. – Dyrektorzy naszych szkół powinni respektować nasze postanowienie – przekonywał Biełyk.
Ukraińskie Ministerstwo Oświaty w przesłanym „Rz” komunikacie podkreśla, że „jego decyzje mają oparcie w ekspertyzach prawnych, są zatwierdzane przez Ministerstwo Sprawiedliwości oraz powinny być wykonane w placówkach oświatowych na terenie całej Ukrainy”. Resort przypomniał, że na Krymie istnieje tylko siedem szkół ukraińskich. W Sewastopolu – zaledwie jedna (dla porównania, w rosyjskojęzycznym obwodzie donieckim jest ich aż 340). Radni Sewastopola mówią o licznych protestach rodziców. Tymczasem, jak twierdzą miejscowi eksperci, protestów nie było wcale zbyt wiele. – Prorosyjska Partia Regionów dała wytyczne terenowym oddziałom na Krymie, by organizowały powszechne zebrania niezadowolonych rodziców, ale akcja najwyraźniej się nie udała – mówi „Rz” Myrosław Mamczak, szef Tele-Radio Centrum Bryza w Sewastopolu. – Ukraińskie organizacje już oprotestowały decyzję sewastopolskich miejskich władz, którą można uznać za polityczny PR – zaznacza Mamczak.
Wczoraj zdominowany przez Partię Regionów i komunistów krymski parlament zatwierdził przepisy wspierające rozwój języka rosyjskiego. Deputowani uznali między innymi, że w budżecie powinno się znaleźć więcej pieniędzy na rosyjskojęzyczną szkolną literaturę.