Taką możliwość mają już strażnicy na lotniskach w USA dzięki użyciu specjalnych maszyn pozwalających „patrzeć” przez ubranie. Gdyby bohaterowie „Seksmisji” Juliusza Machulskiego zobaczyli, jakie systemy kontroli śledzą życie przeciętnych obywateli współczesnego świata, nie skarżyliby się na permanentną inwigilację. Dzięki kamerom na osiedlach, ulicach i w zakładach pracy, specjalnym systemom rozpoznającym tablice rejestracyjne, elektronicznym kartom wejściowym do pracy, GPS śledzącym ruchy służbowych pojazdów, czy kartom miejskim, które każdego dnia zbliżamy się do kasowników w autobusach, tramwajach czy metrze, można dokładnie prześledzić dzień Jana Kowalskiego czy Johna Smitha. Wiele o naszych przyzwyczajeniach może też powiedzieć analiza historii kart kredytowych i lojalnościowych czy plików cookies w internetowych przeglądarkach.
Eksperci zajmujący się „inwigilacją” jednym tchem wymieniają też inne techniki, za pomocą których władze mogą prześwietlić czy podejrzeć obywateli: satelity, kamery w telefonach komórkowych czy programy zapisujące wszystkie dane wprowadzane przez nas do komputerów. I nie są to wcale teorie miłośników teorii spiskowych. W grudniu uprawnienia do instalowania w komputerach podejrzanych specjalnych programów (tzw. trojanów) dostała niemiecka supersłużba – Federalna Policja Kryminalna (BKA).
Z roku na rok na całym świecie przybywa też kamer miejskiego monitoringu. W samej tylko Wielkiej Brytanii jest ich ponad cztery miliony, a przeciętny Brytyjczyk codziennie jest obserwowany średnio przez 300 elektronicznych oczu. W kamery inwestują też Amerykanie. Decyzję o rozbudowie systemu podjęli ostatnio na przykład szefowie waszyngtońskiego metra, podkreślając, że na stacjach, na których są one instalowane, znacznie spada przestępczość.
Ten argument nie przekonuje jednak obrońców praw obywatelskich, jak choćby członków wpływowej Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (ACLU). Kent Willis, szef ACLU w stanie Virginia, uważa bowiem, że kamery sprawiają jedynie, że przestępcy przenoszą się tam, gdzie oko kamery nie sięga. Na lotnisku nic się nie ukryje
Urząd Bezpieczeństwa Transportu (TSA), czyli agencja rządowa odpowiedzialna za bezpieczeństwo na amerykańskich lotniskach, specjalne skanery do „prześwietlania” podróżnych testuje od 1997 roku. Obecnie działają one w 20 miastach, w tym w stolicy.