Stojący na czele Rady Strażników ajatollah Ahmad Dżanti argumentował, że aresztowani przyznali się do udziału w protestach przeciwko ponownie wybranemu na prezydenta Mahmudowi Ahmedineżadowi. Oskarżył też Wielką Brytanię o udział w podżeganiu do zamieszek.

Londyn natychmiast zaprotestował. – Jestem przekonany, że nasz personel w żaden sposób nie był zaangażowany w nielegalną działalność – mówił w piątek szef brytyjskiego MSZ David Miliband. Zapowiedział, że w tej sprawie będzie rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Iranu i będzie domagał się od niego wyjaśnień.

Wielka Brytania początkowo chciała, by na znak solidarności wszystkie państwa UE odwołały ambasadorów Iranu. Stojąca na czele Unii Szwecja ogłosiła jednak, że większość państw jest za stopniowym zwiększaniem nacisku na Teheran.

Pierwszym krokiem ma być wezwanie ambasadorów na dywanik. Co dalej, okaże się w przyszłym tygodniu. Wtedy UE ma wrócić do tematu. – Unia musi pokazać zjednoczony front – powiedział w Brukseli szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt.

W piątek całkowitą solidarność z Londynem zadeklarował prezydent Francji. – Zawsze chcieliśmy zwiększenia sankcji wobec Iranu. Teraz ruch należy do Brytyjczyków. Niech powiedzą, jakiej pomocy potrzebują – powiedział Nicolas Sarkozy na wspólnej konferencji prasowej z Bildtem. Władze Iranu aresztowały dziewięciu pracowników brytyjskiej ambasady przed tygodniem. Część wypuścili, ale dwóch nadal przebywa za kratkami. W sumie do więzień trafiło kilkaset osób.