Separatystyczna Abchazja oskarżyła władze w Tbilisi o wysyłanie nad jej terytorium samolotów szpiegowskich i prowadzenie przygotowań do wojny. W podobnym tonie wypowiadają się od kilku dni moskiewscy generałowie, alarmując, że Gruzja znowu podnosi głowę – odbudowuje swój wojskowy potencjał i "przygotowuje się do agresji".
[srodtytul]Wojenny scenariusz[/srodtytul]
Oskarżenia pod adresem Gruzji, które mogą stanowić pretekst do ataku na jej terytorium, to tylko jeden z wielu niepokojących sygnałów. Na początku lipca Rosja przeprowadziła wielkie manewry Kaukaz 2009. Kierował nimi generał Nikołaj Makarow, ten sam, który dowodził zeszłoroczną ofensywą na Gruzję. Sygnałem alarmowym może również być wycofanie międzynarodowych obserwatorów z separatystycznej Abchazji i Osetii Południowej po zawetowaniu przez Rosję rezolucji przedłużającej ich misję.
– Po co Moskwa przepędza obserwatorów, skoro w razie gruzińskiego ataku mogliby świadczyć na korzyść samej Moskwy? – pyta w rozmowie z "Rz" Julia Łatynina, publicystka opozycyjnej "Nowej Gaziety". Dziennikarka zwraca uwagę, że w leżącej przy gruzińskiej granicy republice Kabardyno Bałkarii wprowadzono alarm antyterrorystyczny, co może doprowadzić do wysłania dodatkowych wojsk. – Takiego alarmu nie było tam nawet w czasie wojen czeczeńskich – zaznacza.
Działania Rosji zaniepokoiły Komisję Obrony brytyjskiej Izby Gmin, która zaapelowała w piątek do NATO i Unii Europejskiej o podjęcie twardych działań wobec tego kraju i zmuszenia go do wycofania wojsk z terytorium Gruzji. – Niezależnie od tego, jak bardzo jest potrzebna współpraca z Rosją, nie może się ona odbywać za cenę uznania rosyjskiej strefy wpływów – stwierdzili członkowie komisji. Ich zdaniem ambicje Kremla mogą się zwiększać i dlatego NATO powinno przygotować plany obronne dla nowych członków sojuszu.