Prokuratura potrzebowała tylko kilka dni na przeprowadzenie śledztwa i wyjaśnienie faktów znanych z podręcznika historii dla szkoły średniej. Potwierdzono, że „ojciec litewskiej niepodległości” zmarł w 1927 roku na zapalenie płuc, a nie z rąk agentów polskiego wywiadu wojskowego.
Litwini odetchnęli z ulgą, bo sprawa śledztwa wstrząsnęła tamtejszą opinią publiczną.
– Na Litwie nigdy nie brakowało durniów, ale to nie oznacza, że na ich absurdalne żądanie prokuratura powinna wszczynać śledztwo – powiedział „Rz” komentator tygodnika „Veidas” Audrius Bačiulis. Miał na myśli sześciu mieszkańców Marianpola, którzy – podpisując się jako „dzieci rolników” – złożyli w Prokuraturze Generalnej wniosek o wszczęcia dochodzenia.
„Jesteśmy głęboko poruszeni wiadomością, że patriarcha naszego narodu Jonas Basanavičius został zastrzelony sześcioma strzałami w swoim gabinecie w Wilnie przez członka polskiej tajnej służby wojskowej. Dzisiaj potrzebna jest prawda, publiczne osądzenie tego wydarzenia oraz głos sumienia ze strony urzędników naszego państwa” – napisali.
Taką wersję śmierci Basanavičiusa zbudowali na podstawie książki kontrowersyjnego pisarza Vytautasa Petkevičiusa pt. „Przeklęci i pomazańcy”. Petkevičius, który w latach powojennych działał w oddziałach NKWD i zwalczał litewską partyzantkę niepodległościową, wsławił się publikacjami atakującymi współczesne litewskie elity polityczne. Litwini byli oburzeni. Na internetowych portalach zaroiło się od zjadliwych komentarzy krytykujących działania prokuratorów.