Podczas posiedzenia konferencji episkopatu biskupi poruszyli temat, o którym prezydent Cristina Kirchner bardzo nie lubi nie tylko mówić, ale nawet słuchać. Arcybiskup Buenos Aires kardynał Jorge Bergoglio oświadczył na wstępie, że 40 proc. z ponad 40 mln mieszkańców Argentyny żyje w biedzie i „nikt się od lat nimi nie zajmuje”.
Biskupi utworzyli grupę roboczą, która ma przedstawić rządowi swoje pomysły na walkę z ubóstwem (np. ustanowienie zasiłku dla rodzin bezrobotnych). Duchowni nawiązali do posłania Benedykta XVI, skierowanego do uczestników dorocznej zbiórki funduszy dla biednych, która odbywa się we wrześniu. Biedę w Argentynie papież określił jako „skandal”.
Kirchner twierdzi, że jest ofiarą nagonki i stanowczo odrzuca zarzuty episkopatu. Woli się trzymać liczb Narodowego Instytutu Statystyki (oskarżanego o manipulowanie wskaźnikami ekonomicznymi), który podaje, że biednych jest tylko 15 proc. Argentyńczyków. Jednak nawet jej mąż, eksprezydent Nestor Kirchner, przyznaje, że bardziej wiarygodne jest 23 proc.
Organizacja Red Solidaria alarmuje zaś, że w kraju, który należy do czołowych eksporterów mięsa i zboża, codziennie z niedożywienia umiera ośmioro dzieci, a co piąty obywatel nie ma środków na zakup żywności. Na obrzeżach Buenos Aires żyje 5 mln ludzi, dysponujących miesięcznym dochodem poniżej 300 euro na rodzinę.
Aby uspokoić nastroje Cristina Kirchner ogłosiła plan utworzenia 100 tys. miejsc pracy w ubogich dzielnicach. Oświadczyła, że problemem Argentyny nie jest bieda, tylko „nierówności społeczne”, a dziennikarzom poradziła, by przyjrzeli się wielkim fortunom. Nie było to zręczne posunięcie, bo majątek prezydenckiej pary wzrósł z 1,2 mln euro w 2003 r., kiedy Nestor został prezydentem, do 8,5 mln w 2008 r. Kirchnerowie tłumaczą, że sprzedali swoje posiadłości w Santa Cruz (gdzie Nestor był trzy kadencje gubernatorem) i „mieli nosa do inwestycji”.