W poniedziałek ogłoszono, że oba kraje parafowały dwa protokoły – o stosunkach dyplomatycznych i otwarciu granicy. Sześć tygodni potrwają konsultacje, potem nastąpi procedura ratyfikacji. – Nie oznacza to zakończenia sporu wokół wydarzeń sprzed ponad 90 lat. Obie strony postanowiły jednak, że sprawami dotyczącymi historii zajmie się specjalna komisja międzyrządowa, która zostanie powołana po otwarciu granic i ustanowieniu stosunków dyplomatycznych – mówi „Rz” sekretarz prasowy MSZ Armenii Tigran Balajan.
Właśnie z powodu sporu o wydarzenia z lat 1915 – 1917 stosunki Armenii z Turcją układały się dotąd tak źle. Armenia dowodzi, że podczas pierwszej wojny światowej Turcy wymordowali 1,5 mln Ormian. Polska – i ponad 20 innych państw, Parlament Europejski i Rada Europy – uznała to za ludobójstwo. Ankara twierdzi, że Ormianie nie byli jedynymi ofiarami i że padli ofiarą działań wojennych i epidemii. Historia – jak podkreślał przedstawiciel Armenii w Radzie Europy Zograb Mnacakanian – jest jednak tylko jednym z wielu zagadnień sprawiających, że na linii Erewan – Ankara wciąż iskrzy. Inną przyczyną sporów jest wsparcie Turcji dla Azerbejdżanu, w sytuacji gdy stosunki Armenii z tym krajem wciąż są napięte, przede wszystkim z powodu Górskiego Karabachu, kontrolowanej przez Ormian enklawy w Azerbejdżanie.
– Jesteśmy na początku długiego procesu normalizacji stosunków – stwierdził szef tureckiego MSZ Ahmet Davutoglu. Rząd został natychmiast skrytykowany przez opozycję, która uważa, że Ankara pozbawiła się możliwości wpływania na stosunki Armenia – Azerbejdżan.
Osiągnięty między dwoma krajami kompromis to po części efekt „futbolowej dyplomacji” – przyjazdu prezydenta Turcji Abdullaha Güla w październiku ub. roku na mecz piłki nożnej do Erewanu i zapowiedzi prezydenta Armenii Serża Sarkisjana, że nie pojedzie na mecz do Turcji, jeśli granica nie zostanie otwarta . Na Turcję mocno naciskała Bruksela i Waszyngton, w rozmowach pomagała, jako mediator, Szwajcaria.