Lider Demokratycznej Partii Japonii Yukio Hatoyama został zatwierdzony przez parlament na stanowisku premiera. To wydarzenie bez precedensu w ostatnim półwieczu: Japonią rządzi ugrupowanie mające parlamentarną większość i niebędące Partią Liberalno- Demokratyczną, która od 1955 roku z jedną krótką przerwą dzierżyła aż do wczoraj stery władzy.
Hatoyama, którego partia odniosła niedawno miażdżące zwycięstwo wyborcze nad PLD, starał się studzić oczekiwania wyborców.
– Jest jeszcze za wcześnie, by mówić o historycznej zmianie. O tym, czy to nastąpi, zdecydują nasze przyszłe czyny. Czuję wielką odpowiedzialność – powiedział nowy szef gabinetu.
Wielu komentatorów zastanawia się, jak stworzona przed 11 laty partia, która nie ma żadnego doświadczenia w rządzeniu, poradzi sobie z gigantycznym wyzwaniem, jakim będzie reforma poważnie osłabionej latami kryzysu gospodarki i ograniczenie roli wszechwładnej biurokracji, która przez lata hamowała reformy. Hatoyama próbuje tego dokonać, mianując na kluczowe stanowiska doświadczonych polityków, którzy tak jak on niegdyś należeli do PLD, ale z niej odeszli. Takimi dawnymi rebeliantami są szef MSZ Katsuya Okada oraz resortu finansów Hirohisa Fujii. Arcytrudne zadanie okiełznania biurokratów przypadło jednemu z założycieli DPJ, jej byłemu przewodniczącemu Naoto Kanowi. – Ten rząd jest inny od poprzednich, ma spore ambicje. Można się spodziewać oporu ze strony biurokracji – przewidywał w wypowiedzi dla agencji Bloomberg profesor politologii Koichi Nakano.
Już w przyszłym tygodniu nowego premiera czeka pierwsze wejście na scenę wielkiej światowej polityki – udział w sesji ONZ w Nowym Jorku, podczas której być może spotka się w cztery oczy z Barackiem Obamą. Obaj panowie mają sobie sporo do wyjaśnienia. Hatoyama zapowiadał podczas kampanii, że zamierza poświęcić więcej uwagi relacjom z azjatyckimi sąsiadami – kosztem stosunków z Ameryką. Nie wykluczał wstrzymania pomocy dla operacji w Afganistanie (Japończycy dostarczają paliwo wojskom koalicji) i domagał się wycofania amerykańskich oddziałów z bazy na Okinawie. Eksperci nie są pewni, czy jako premier Hatoyama zechce zrealizować te zapowiedzi, ryzykując pogorszenie stosunków z USA. Waszyngton z pewnością będzie się jednak przyglądał jego działaniom.